Odpowiadając na pytania: nie byłam na miejscu w Jabłonnie, pan wczoraj rozważał - na wypadek, gdyby nie udało się kotów złapać - przechowanie kotów w schronisku (uświadomiłam panu, że to kocia umieralnia) czy puszczenie ich wolno... Pan mówił, że w przyszłości myśli o założeniu gospodarstwa agroturystycznego, co kojarzy mi się - może niesłusznie - z dalszym rozmnażaniem.
Rozmawiałam właśnie z panem, ale karta się skończyła u pana w telefonie i ma do mnie odzwonić jutro rano.
Niewysterylizowanych kotów jest jednak aż pięć - trzy kotki i dwa kocurki. Pan mówi, że sam je wysterylizuje (proponowałam Koterię) - najpierw mówił o zabiegach w tę sobotę, potem, że będzie to za tydzień-dwa. Kotki ciężarnej nie wysterylizuje (ma być tuż przed porodem), bo jak powiedział nie miałby serca jej tego zrobić, a kociaków nie będzie aż tak dużo, więc da radę razem z żoną i córką je wyadoptować skoro wyadoptował już 120 kociaków. Nie wysterylizuje też kocurka, bo go nie złapie. Gdy zaproponowałam panu, że przyjadą wolontariusze i spróbują go złapać, powiedział, że zobaczymy, ale on już próbował łapać go w klatkę-łapkę.
Gdy zaczęłam mówić, że nie chcę pomagać, jeśli nie będę miała pewności, że koty zostaną wysterylizowane, pan powiedział, żebym na razie ogłaszała kociaki i koty dorosłe po sterylizacji. W końcu powiedział, że w razie czego zabierze koty ze sobą (jego żona ma u siebie jeszcze u siebie dwa inne koty). Nie zdążyłam doprecyzować, ile kotów jest w stanie zabrać. Wtedy okazało się, że kończy się panu karta w telefonie w i pan do mnie zadzwoni rano. Połączenie zostało przerwane.
Nie podoba mi się to wszystko i nie chce mi się pomagać, jeśli nie będę miała pewności, że wszystkie koty są niepłodne, bo to tak jakbym wspierała prywatną rozmnażalnię

. Na razie zadeklarowałam, że ogłoszę kociaki, a pozostałe koty, gdy będę miała pewność wysterylizowania wszystkich kotów. Z drugiej strony, dlaczego mam pomagać w adopcji kociaków, skoro tak łatwo się je adoptuje... Zresztą ja już tego wszystkiego nie rozumiem - wczoraj zrozumiałam, że pan przeprowadza się do jakiegoś mieszkania i nie wie, na ile kotów zgodzi się właściciel, a dziś mówił o przeprowadzce do domku. Ale może to ja coś pokręciłam - za dużo uderzających informacji na raz.
Jeśli ktoś potrafi rozmawiać na takie tematy, to będę wdzięczna za wsparcie, bo mnie jest trudno dojść do porozumienia z panem

.