o rany, nie wiem, jak utrafić w gusta kulinarne maluchów.
Wszystko wchodziło im lepiej rozcieńczone, rozwodnione. To zalałam rano zawartość saszetki wodą, rozciapałam, bo tak dobrze wchodziło poprzednio. Po powrocie - nie tknięte.
Za to mus indyczo-ryżowy rozcieńczony do formy płynnej - miska wylizana do zera.
Wieczorem wrzuciłam do michy saszetkę. Konduktorka rzuciła się jak głodny wilk, Buforek poleciał za nią i też ćlamkał.
Ciekawe jak będzie jutro.
Buforek porusza się specyficznie, tak jakby nim trochę zarzucało. Taki jest "neurologiczny".
Obydwoje przytulają się do siebie, jak wezmę na ręce to są bardzo spokojni. Dla mnie to jest niepokojące, żeby takie maluchy były aż tak spokojne. Przecież powinni bawić się, baraszkować.
Ze wszystkich domów adopcyjnych pozostałej piątki mam takie informacje. Dzieciaki świetnie się aklimatyzują, bawią, są ciekawskie i radosne.
