Stan po spędzeniu z nami nocy: Kokosz został przemianowany na Hirka - ale nie od Hieronima, tylko od walijskiego "hir", co znaczy po prostu "długi"
Zaczął zwiedzać mieszkanie o 3 nad ranem - znalazł i kuwetę, gdzie zostawił "komplecik", jak i miski, gdzie co nieco pochrupał. Przeanalizował też rozrywkowe walory sprzączek od mojej torby, sznurówek u moich glanów i znalazł grzechoczącą myszkę. Teraz znowu śpi w kąciku - który nota bene ukradł był Matyldzie, co nie bardzo jej się podoba.
Ogólnie jest dobrze, myślę, że zupełnie swobodny będzie już za parę dni - wczoraj wyciągnięty przez Teżeta z kątka zamruczał głośno, co oczywiście wprawiło Tomka w stan bliski euforii - w końcu to ma być "jego" kot.

Ale potem zaraz się schował. Matylda nie jest zachwycona, jak na razie. Chodzi na bardzo ostrożnych łapach, blisko ziemi, a w nocy, po raz pierwszy w życiu, na nocleg wybrała siedzisko w kuchni, a nie nasze łóżko. Złamała się dopiero po pierwszej, gdy przyszła do nas spać, ale przybierała pozy "kot mocno rozpłaszczony na dowolnym człowieku i czujny", co nie było dla człowieków zbyt wygodne

Teraz chodzi za mną krok w krok i zerka podejrzliwie pod kanapę, gdzie skrył się Hirek. Ale nie ma burków, przesadnych syków, ani ganiania - to chyba dobrze?
Wrzucam jedyne znośne zdjęcie, jakie udało mi się wczoraj zrobić. Młody z prędkością światła przemieszczał się z kątka do kątka.
