I to wszystko mimo że Lizka głównie jest zamknięta w jednym pokoju, i tylko czasem jest wypuszczana na resztę domu (w takim czasie kiedy Mysi to nie przeszkadza, tzn. odbywa przedpołudniową drzemkę w piwnicy, idzie posiedzieć na słomie w szklarni albo coś). I mimo że Myszka się pozornie nie interesuje zawartością tamtego pokoju, co najwyżej podgląda przez szparę pod drzwiami kiedy Lizka zaczyna skrobać że mam przyjść posprzątać.
Odkąd wyjechałyśmy - kot się stopniowo zadomawia z powrotem. Mimo że systematycznie wożony do weta. Już się z powrotem przychodzi, śpi na łóżku... Oczywiście przy pracy Dużych nad tym - ale przedtem ta praca też była... Z jedzeniem też już dużo lepiej (no owszem, leczenie też jest - wyszła w badaniach podrażniona wątroba, ale trochę, nie jakoś strasznie....). I futerko już inne, i energia....
Ale najbardziej wymowna jest reakcja Myszki na Lizkowe jedzenie. Jak byłyśmy, Lizka dostawała kurczakową Animondę. Mysia nie, bo ona jest "niepuszkowa". W ramach prób podetknięcia Mysi czegokolwiek Mama próbowała ją poczęstować taką tacką. Nas już wtedy od paru dni nie było. Normalna reakcja Myszki na to że czegoś nie chce jeść to jest - powąchać i odejść. A tutaj - ledwo poczuła otwartą tackę - zerwała się i dyla do piwnicy....

Latem Myszka spędza dużo czasu na podwórku - i pewnie dlatego jakoś nasze wakacyjne pobyty w miarę "przeszły". Teraz dla Starszej Pani było chyba już za dużo....
Zapoznawać ich bezpośrednio nie zapoznajemy i chyba się nie odważymy. Myszka jest "terytorialna", syczy i jednocześnie ucieka - Lizka niby nic jej nie mówi, ale to jest jednak nieprzewidywalny kot i nie wiadomo jak by było (tzn. każdy kot jest nieprzewidywalny

No i tak........