Prawie zaspałam dziś do pracy. Musiałam odespać poprzednią noc.
Jak wspomniałam, Filkę dostałam jeszcze uśpioną - zaczęła się wybudzać dopiero ok. północy - od razu w wielkim stylu: zdjęła sobie kołnierz i zaczęła wyjmować sączek :/ (musiałam spory kawał odciąć). Próbowałam jej ten kołnierz znowu założyć, to zaczęła fikać jak krewetka i wszystkimi kończynami zdzierać z siebie to cudo

Oczywiście jej się udało, a przy okazji ja zyskałam następne szramy na rękach.
Była jeszcze w narkotycznym amoku i wkrótce się uspokoiła i udało mi się ten kołnierz z powrotem założyć. Ale nockę to do kitu miałam - kitka co rusz uskuteczniała wędrówki i obijała plastikiem o ścianę i najbliższe sprzęty.
Ale rano już ok - zjadła trochę i poszła do kuwety. Po moim powrocie z pracy (a straaaasznie mi się dłużyło, miałam tysiąc wizualizacji tego, co może dziać się w domu) kitka okazała się rozkosznym kociakiem. Ja jeszcze nie widziałam tak miziastego kota! Filka jest radosna, przytula się, barankuje (nawet przez ten niewygodny plastik), no i jest skora do zabawy. Niestety - bardzo jej sączek przeszkadza - jak tylko uwalniam ją na moment z kołnierza (np. żeby się umyła po jedzeniu) od razu usiłuje przy nim grzebać. Na szczęście jutro już zostanie usunięty.
I mam nadzieję, że będzie tylko lepiej!

Jednym słowem - dzielny kotek i na pewno Wasze kciuki też jej dodały siły i energii
