W piątek Ludwiczek był bydle jaki.
W nocy zagorączkował, 40C...
Rano w sobotę pojechaliśmy do wetki - a tu kalici...
Dostał synulox, tolfedynkę, ale marny taki był jak nie wiem.
Jakiś pognieciony, biedny chorasek...
Na szczęście jadł dość nieźle.Przy podawaniu tabletek odzyskiwał wigor w 100%
W niedzielę rano kot gorący - wetka przyjęła nas w niedzielę, mały dostał tolfe w zastrzyku i sie poprawiło, do wieczora czuł się nieźle, na noc dostał tolfe tabletkę bo gorzej się poczuł.
Wczoraj - prawie normalnie; cały czas ładnie jadł, był wyraźnie w lepszej kodycji.
Dziś od rana szaleje jak codzień; nie ma temperatury.
Teraz pora spania, więc spi jak wszystkie koty.
Trafiłam kiedyś na mrożący krew w żylach opis choroby i śmierci kotki; kotka zeszła na kaliciwirozę... To taka konkluzja pochwalna dla instytucji szczepień.
Tak w ogóle to ciotki o nas zapominają...