Informuję, że przy robieniu zdjęcia jubilata żadne zwierze ani człowiek nie ucierpiał

.
To jest rozkoszna poza kota który ziewnął, a ponieważ był za leniwy i zbyt zaspany, żeby przeciągnąć się cały, to przeciągnął tylko przednią łapę. Cały Moher

.
Koty dostały w prezencie saszetki. Dobre saszetki - czyste mięsko, ewentualnie cale żółtko itd. w galaretce, żadne tam krokiety. Nosy świrkom chodziły jak na teleskopach. Do momentu, aż saszetka wylądowała w miseczce. Galaretka wylizana, mięsko częściowo zjedzone, reszta wyschła

.
Przypomniałam sobie chorobę Sybirka i to, że oprócz pasztetu Recovery inne musiałam mu rozdrabniać na pasztet i wtedy chętnie jadł. Teraz też saszetki po zmiksowaniu blenderem są pyyyyszne i jadalne w całości. Wołowinę jakoś gryzą i żyją - nawet pręgę.
I pomyśleć, że kiedyś dawno trzylatkowi przyjaciółki odmówiłam miksowania zupy i obkrawania kanapek ze skórki. Masz ząbki - gryź

. Nawet ostry (dostosowany do trzylatka oczywiście

) bogracz w końcu jadł.