Kiepskie wieści, nistety...
Zadzwonił dziś do mnie jakiś bubek z urzędu i powiedział,że w odniesieniu do tego pisma, to będą się z panią M. kontaktować, próbować sprawę ugodowo załatwiać. Na co ja, że jak on sobie wyobraża ugodę z kimś takim, że prosiłyśmy o dobrowolne oddanie kotów i że ona się nie zgadza. A on, że on nie wie, czy ja tam prawdę piszę, że on musi sprawdzić czy dobrostan tych kotów jest faktycznie taki, jak podałam...No to ja spytałam, kto z ramienia urzędu będzie sprawdzał warunki w jakich żyją koty i jakie ten ktoś ma uprawnienia. Na co on, że ja mam z nimi jechać, a ja, że już tam byłam i nie powiem nic innego ponad to co napisałam. Na to on, że takie są procedury i koty muszą iść do schronu po odebraniu. Na to ja, że on chyba ustawy nie zna, bo po pierwsze mogą być przekazane pod opiekę wolontariuszy, a po drugie schronisko ich nie przyjmie. Na co pan, że on słyszał, że pani jakaś znalazła kotka i schroniskko przyjęło. Na to ja, że podam mu 20 telefonów do ludzi, którzy znaleźli zwierzę i schronisko nie przyjęło. I czy ma zamiar zrobić coś w tej sprawie, czy będzie się ze mną licytował, bo jeśli moje pismo nie ma uchybień proceduralnych, to niech załatwia te sprawę tak, jak nakazuje ustawa, bo jest to wyższy akt prawny niż wewnętrzne procedury urzędasików miejskich. I kto będzie odpowiadał, jeśli przez opieszałość urzędu któryś kot - odpukać!- zejdzie? Na co pan, że on nie wie, a ja że ja wiem, że on nie wie...W poniedziałek rano jestem umówiona z dyrektorem wydziału, czyli zwierzchnikiem tego bubka. W międzyczasie zawiadomię Powiatową Inspekcję Weterynaryjną, Sanepid na okolicznośc smrodu oraz dzielnicowego. Wezmę tez zaświadczenie od lekarza o tym, na kogo koty figurują w lecznicy i kto za to leczenie bulił. Jeśli urząd będzie opieszały, naślę im media. Już widzę te nagłówki: "Zwierzaki cierpią, a urząd zwleka"...W tej chwili media chętnie pójdą za ciosem, pamiętając o kocie z YT.
A sama w tym czasie, zaopatrzona w zaświadczenie lekarskie i książeczki zdrowia kotów, zawiadomię organy ścigania, że pani M. zawłaszczyła sobie MOJE koty i proszę o wsparcie w ich odzyskaniu.
Ręce mi opadają i płakać mi się chce. Żyjemy w rzekomo przyjaznym państwie, człowiek chce załatwić sprawę legalnie, jak się należy, a ci, co mają pomóc- utrudniają.
Rozgadałam się, przepraszam. Musiałam sobie ulżyć
