Julka - piękna i delikatna szylkretka. Wyjątkowo ciekawie umaszczona pregus z rudymi maźnięciami.
Spokojna i delikatna - potrzebująca dłuższej chwilki by poczuć się pewnie.
Tak mogłam napisać do niedawna.
Julka to ostatni z 4 "moich" stryszaków. Gdy je poznałam stado liczyło 18 sztuk........powoli znajdowały domy. Zostały te, którym się nie poszczęściło.
Julcia nie miała go wyjątkowo. Miała trafić na tymczas do mojej znajomej. Wybrana i chciana. Traf sprawił, ze zamiast niej pojechała Plotka. Ma dom od dawna......
Julka mieszka na ciemnym i nieogrzewanym strychu. Teraz jest tam przeraźliwie zimno, latem panuje okropny zaduch.Nie brakuje jej jedzenia........zabrakło zainteresowania.
Gdybym zabrała ją pól roku temu pewnie mogłabym napisać, ze o niej, że jest kochana miziasta wyjątkowa.....Ale nie zabrałam........bo ważniejsze były kociaki, potem znajda, potem chory pers........Efekt?
Nie podchodzi już sama z siebie. Owszem wzięta na ręce mruczy.......ale sama z siebie nie podejdzie.
Powoli dziczeje.....
Moze powinnam odpuścić.......pomyśleć, że zrobiłam ile mogłam i ktoś przecież moze pozostać na strychu.Wmówić sobie, ze będzie jej tam źle......
Ale nie potrafię.........kurcze nie potrafię.........i czuję się winna. Wystarczył przypadek, miejsce w kolejce po nowe życie.....wiecej szczęścia, zwykły fart......by wygrac lub stracić wszystko.
Julka straciła......A ja nie umiem odebrać jej tej ostatniej szansy.......
Porządny tymczas - kochający dom - czyjaś wyciągnięta w jej stronę ręka. Tak mało i tak wiele jednocześnie.
http://img4.imageshack.us/gal.php?g=96486759.jpg -
Juleczka jest wysterylizowana oczywiście.
I od razu mówię : NIE MA SZANS na lepsze zdjęcia.......nie tam gdzie jest