Bardzo dziękujemy całym kompletem. Nowy Rok zaczął nam się... konfliktowo.
Otóż mamy akcję golenia Miyuki. Od przyjazdu @ wredna ma opory w kwestii czesania większe niż miała w kraju. Tzn. dawniej jak mi wskoczyła na kolana to dawało się ją parę razy smyrnąć grzebieniem i tak dopadkami, prze dzień kot był mniej więcej wyczesany. Pod pachami zawsze był problem bo nie lubi i drapie. Tutaj odwidziało je się wskakiwanie na kolana, a jak ją dopadam na kanapie to sie obraża i wynosi. Niemniej jednak grzbiet, boki i to co na wierzchu ma obrobione - filce porobiły się pod pachami i w pachwinach. Że ona nie wytrzyma czasowo zabawy z nożyczkami to wiem - pozostało golitko. Nie boi się maszynki. Jest wściekła z racji unieruchomienia. Rajmund i młody trzymają zołzę za łapy, młody za przednie więc w grubych, motocyklowych rękawicach, a ja golę te kołtuny. Zołza trochę się darła, mocno wierzgała, ale przede wszystkim... gryzła! I to porządnie bo potrafiła się przez rękawicę przegryźć do skóry. Młody wrzeszczy, kot wrzeszczy... Armagedon. W końcu po chwili uznałam że kota za chwilę nam ze stresu skona, więc przerwa. A ta puszczona wolno, zmierzyła nas spojrzeniem od którego każda wrażliwa dusza paść zimnym trupem powinna i... rozwaliła się pod krzesłem będącym miejscem jej kaźni, celem odbycia toalety a później drzemki.

Formalny foch z przytupem. Opadła mi szczęka. Pogłaskałam, zamruczała radośnie... Nie do wiary że jeszcze przed momentem to był wyjący, gryzący, rozwścieczony piskorz.