podpisujemy się obiema rękami i łapkami. U nas problemy zaczęły się w listopadzie 2009, od kaszlu zdiagnozowanego przez weta / w bardzo popularnej w Poznaniu lecznicy, której ja już nikomu nie polecam / jako zapalenie oskrzeli.Po dwutygodniowym leczeniu antybiotykiem przeszło, ale w lutym zaczęło wracać. Miałam wówczas dość trudny okres, śmiertelna choroba męża, z którym wprawdzie od wielu lat już nie mieszkałam, ale zawsze ponad 20 lat życia , troje dzieci....11 kwietnia, dzień przed pogrzebem męża, Misia zaczęła się dusić, to była niedziela, znalazłam w necie weta i skojarzyłam, że mój syn bardzo tę przychodnię chwalił. P, dr Kasia Marciniak, nieraz wspominana na tym forum, przyjechała do gabinetu ponad godz wcześniej, niż godz urzędowania. Misia miała zapalenie krtani z bardzo silnym obrzękiem, temp 42,2. Znów antybiotyki. Ale po ustąpieniu ostrych objawów , zaczęła się pełna diagnostyka. Najpierw testy na FIV i FeLV, potem szczepienie na białaczkę / oczywiście wszystko po dokładnym odrobaczaniu, którego zresztą bardzo pilnuję, bo Misia jest kotką wychodzącą i polującą /. Poniewaz kaszel znów zaczął się pojawiać, więc badanie krwi. Wszystko o.k.
Zdjęcie rtg pokazało znów zaostrzony rysunek oskrzeli, szczególnie widoczny na zdjęciu bocznym. Teraz diagnoza brzmiała, zapalenie oskrzeli o podłożu astmatycznym, dostała steryd i antybiotyk, kaszel minął, po drugiej dawce jest zupełny spokój i p. dr sądzi, że tak będzie do wiosny. A wówczas powinno być lepiej, bo jak zaobserwowałam, jak kota wychodzi dużo na dwór, ataki są rzadsze, teraz to wybiega na 10 min i melduje się z powrotem a w domu ogrzewanie kominkiem, wilgoć i papierosy

Ale jak na razie / tfu, tfu, tfu /, ataków nie ma. Niemniej, jeśli znów zaczną się pojawiać , to będę musiała zainwestować w aerokota