Cukierek słysząc moje płacze i jęki

zwiał do kuchni i schował się na parapecie

Reszta kociaków zgodnie mnie obsiadła i grzała do czasu gdy musiałam wygrzebać się do łazienki

ale nawet teraz obserwują mnie, jakby gotowe do pomocy w każdej chwili

Cukierek natomiast obserwuje mnie ze stosownej odległości i nie za bardzo ucieka ode mnie, jakby wiedząc że i tak go nie złapię

Sukcesem jest to, że sam wchodzi do pokoju, wskakuje na parapet (oczywiście wyścielony grubą warstwą ręczników, aby kociakom nie było zimno), wcina jedzonko zostawione w kuchni i bawi się wielką (prawie połowa jego wielkości

) zabawką choinkową, przegania z warkotem w gardziołku resztę kociaków... ale mnie z deka omija jeszcze szerokim łukiem

Sama przed sobą nie chciałam się przyznać, że już pora na szukanie dla niego nowego domku... Takiego najlepszego, oczywiście, pod słońcem

Na razie kociak szaleje po całym mieszkaniu, zawojował i mnie i mojego lokatora (nareszcie

), który już się pytał czy mały zostanie

Wyraźnie się zmartwił, że mały będzie przekazany do adopcji

Mi też jest ciężko, ale wiem, że tak trzeba - dać komuś małego
