ooooohhhh
Desant zakończył się o 21.30.
Podróż cicha i spokojna 1.5h na trasie Władysławowo-Gdańsk Wrzeszcz.
Wpełzłam do mieszkania w towarzystwie Tomka -TŻ Ivci.
ZIIIIIIIIMMMMNNNNOOOO!!!!!!!!!!!!!!!
Mama zaparkowała...w zaspie...
Wlazła do mieszkania, zrobiłam jej herbaty, zaparkowałam przed komputerkiem przy grze i dawaj rozgrzewałam piece...rozpaliłam jeden...
22.40 - mama zbiera zwłoki i do samochodu, ja z nią, bo się zakopała ciupinkę w zaspie...
23.30 - przy entej próbie, podkładaniu kartonów, posypywaniu popiołem z pieców, odkopywaniu...moich odgłosach rodzenia, minimum arbuza, udało się wypchnąć auto...gardło mnie będzie jutro bolało...
Zlana potem,zastękana,ale bez przepukliny...jeszcze... z trzęsącymi się łapkami, nóżkami wczołgałam resztki zwłok do mieszkania i zabrałam się za rozpalanie drugiego pieca.
Cudnie się rozpalił...bo komin musiał śnieg z letka przytkać...skutek?
Mieszkanie wypełniło się kłębami czarnego, duszącego dymu z palących się kartonów-jakbym jutro nic nie pisała , znaczy się , że zaczadziłam coś niecoś swoje ciało.
Dymu się pozbyłam otwierając okno...i wywiawszy całość świeżo nagrzanego powietrza...
W obu piecach się pali...
Siedzę z Reą w polarze, Raa na kolanach i piszę oto ten post...siedzę na jednym półdupku...gdyż w dniu desantu do Władysławowa zjechałam ze schodów ...trzymając się poręczy... połowa szlachetnego siedzenia zsiniała jeszcze tego samego wieczora... teraz jest w kolorach fioletu, z przebłyskami szkarłatnych pasemek w całości obleczona seledynową obwódką...aż cud że sobie nic nie połamałam...
...A i Minia ma rujkę... jak nigdy dotąd...drze się na całego...
Ja zmęczona... cały dzień sprzątałam ...
Jak posprzątałam to z 2h szukałam Polka, przetrząsając całe mieszkanie, odsuwając kanapy, zaglądając do szaf...się chomik tak schował, że dziada znaleźć nie mogłam...wreszcie się poddałam , pogasiłam wszędzie światła i wylazł...zapędziłam gamonia do pokoju i zapakowałam w transporter.
Poszłam się wreszcie umyć... godzina 19.00 wypełzłam czysta...ubrałam się, wysuszyłam sierść ...19.10... i zaczęłam ganiać, to Leę, to Tinę...którą złapałam i zapakowałam do transportera z Leą , Kalą i Nel...po czym maupa jakimś sobie tylko znanym sposobem ów transporter otworzyła i ganiałam od nowa całe towarzystwo...Odi wył , jakby go bili ...alem złapała i zapakowała...
4 transportery, plecak , reklamówka I i II z żarciem i dawaj do samochodu, w którym czekała na mnie mama...
II piętro zrobiłam 3 razy... 20.00 - odjazd...
Zimno...
Ciągnie od tych piekielnych okien...