Witajcie
Jesteśmy już w domu...
Broszka od razu po obejrzeniu rtg i obmacaniu przez dr Kiełbowicza ok 9 rano trafiła na stół operacyjny.
Ale po kolei:
Na dzień dobry zgarnęłam od niego oper dlaczego tyle czasu zwlekałam z przywiezieniem kotki
Nie wdawałam się w szczegóły - nie chciałam na wstępie robić afery...
ale zanim pojawił się dziś dr Kiełbowicz zdjęcia rtg Broszki oglądał inny "fachowiec" - nie przedstawił mi się i rozmawiał takim tonem że byłam pewna że to on jest tutaj szefem czyli dr Kiełbowiczem..
Wydaje mi się że to z nim właśnie rozmawiałam miesiąc temu przez telefon bo dziś mówił dokładnie to samo czym mnie strasznie zdenerwował
że operacja jest bezsensowna i kosztowna, żeby dać kotu spokojnie dożyć tych kilka dni czy tygodni a kiedy będzie się bardzo mocno męczyć to skrócić jej cierpienia...
Już miałam na końcu języka że po jaką cholerę w takim razie przywoziłam tu kota - kiedy pojawił się właściwy dr Kiełbowicz i z nim oczywiście od razu była zupełnie inna rozmowa
Gdyby miesiąc temu telefon odebrał prawdziwy dr Kiełbowicz - Broszka byłaby już dawno po operacji
Teraz o operacji:
Operacja była bardzo trudna bo wszystko było b.mocno poprzemieszczane i pozrastane: jelita, wątroba, trzustka, żołądek itd.
Podobno stan wątroby rozciągniętej do granic możliwości wskazywał że nie pożyłaby dłużej niż jeszcze kilka dni...
tak więc operacja odbyła się naprawdę w ostatniej chwili i najbliższe godziny i dni zadecydują czy malutka będzie żyła.
Tymczasem dr jest pełen optymizmu - udało się "puzzle" poukładać na miejsce i Broszka samodzielnie oddycha - choć mnie przeraża fakt że rzęzi jak przysłowiowe stare pudełko
dr jest również pełen uznania ile w tym malutkim ciałku jest woli życia - podczas wybudzania wciąż jeszcze prawie nieprzytomna koteczka zrywała się i chciała uciekać przed oprawcami
Teraz również tłucze się dramatycznie w kontenerku żeby ją wypuścić - ciężko na to patrzeć jak bezradnie się przewraca i słuchać dochodzącego z kontenerka rzężenia
ale klatkę przywiezie mąż dopiero wieczorem i do tego czasu Broszka musi tam siedzieć...
wstawiłabym fotkę ale niestety aparat odmówił współpracy
