Pudzianek ma się świetnie

przychodzi i ze mną śpi.
Polcio wczoraj został pochwycony i zmolestowany
Mama chciała go wreszcie zobaczyć to jej go pokazałam... Polcio oczywiście wykorzystał okazję i lekko użarł w palec
Mama narobiła krzyku, a potem stałyśmy i się śmiałyśmy
Polcio w kocyku .
Zmolestowany i oczywiście zaantybiotykowany zaczął częściej wychodzić i zaglądać co się dzieje w wielkim świecie.
Rea przyprawiła mnie niemal o zawał.
Nie jadła...to cudowałam , to szyneczkę, to żółtko, to twarożek...to tuńczyka...
Z braku laku i inwencji...wyszperałam ostatnią saszetkę whiskasa i jej dałam...rzuciła się jakby nigdy wcześniej jedzenia nie widziała...a ja poznałam przyczynę jej braku apetytu... i ogólnego spadku wagi, bo schudła...
Raa dziś się pozbył sączka..
Całe święta chodził bez kołnierza- umowa między nami- nie ruszasz oka, ja nie zakładam kołnierza - i nie ruszył.
Kołnierz był jak najbardziej zbędny.
Teraz po tym wyjęciu sączka się zastanawiam czy mu go nie ubrać, bo tam jama, ziejąca pustką... jak sobie żwiru tam nawciska to ja zwariuję...a dr mnie zastrzeli...
Co prawda dziura "się zmniejsza" i zasklepia , Miśkowa też się szybko zamknęła...
Cóż oficjalnie można powiedzieć , że panikuję ...
Pozostałe kićmistrze...mają na koncie rozbicie ukochanego wazonu mojego i mamy...zeżarcie suszków, zwymiotowanie na dywaniki w WC... i tak mogłabym wymieniać...
Rozkręciły się gamonie...na początku były nieco onieśmielone i grzeczne, teraz jest coco-bongo i zabawa do rana...Tina robi za przewodnika stada, Minia standardowo za pacyfikatora...Mućka za warczymuchę... cóż jest gdzie szaleć i to wykorzystują
Raa i Rea śpią ze mną. Im bliżej twarzy tym lepiej.
Rea ssie moje oko... przypuszczam , że chętnie by była jeszcze na butli... i to zrobimy jak wrócimy, bo musi przybrać... innymi słowy będę ją paść czym się da i jak się da...cóż , nawet whiskasem...byleby nabrała ciała...