Nie jestem bardzo biegła. Swoje doświadczenia opisuję na podstawie adopcji Białego Pana Kota. Może warto by było, żeby i inni się podzielili, choćby maaagaaa czy DragonFly.87...
- jest ogromna różnica między kociastymi z pawilonu adopcyjnego, a kociastymi ze szpitaliku - szpitalikowe siedzą w większym chorobowym zagłębiu. Mój Biały Pan Kot "tylko" zaawansowane kk i zapalenie spojówek oraz mały wrzód na oku, ale u Blue znaleziono i kk, i grzybka, i świerzba... Są z tego samego pokoju, więc cieszę się, że więcej atrakcji nas ominęło.
- jeśli się bierze kociaki - podanie surowicy na pp jest w zasadzie obowiązkiem. Dwie trikotki wzięte ze schronu w niecały tydzień po przywiezieniu wydawały się radosne i zdrowe. Nawet w DT były iskierkami życia - a kiedy panleukopenia zaatakowała, zniknęły w jeden dzień... Znalezienie surowicy nie jest wcale takie łatwe, dobrze zaplanować to wcześniej.
- praktycznie każdemu schroniskowemu niejadkowi warto zajrzeć w buzię i poszukać nadżerek - bardzo często to one są powodem "braku apetytu"
- z którego pomieszczenia by się kota nie brało, wzmocnienie układu odpornościowego to podstawa. Więc trzeba szykować się na zakup scanomune, immunodolu czy ludzkiego betaglukenu, warto dowiedzieć się więcej o srebrze koloidalnym. W zależności od szybkiego wzmocnienia kota na starcie mamy większą szansę na to, że poradzi sobie z infekcją, której z początku wcale mogło nie być widać... To od 10 do 30 złotych.
- jeśli się bierze kotka skrajnie wychudzonego i odwodnionego (a nie brakuje ich wcale... sierść wyłazi od dotknięcia, jest szorstka i jakby tłusta, czuć żebra), trzeba przygotować się na podanie kroplówki. To koszt ok. 50-80 złotych.
- w zasadzie na wstępie trzeba też wykonać morfologię. Od 30 do 50 złotych.
- warto mieć szczotkę i dużo czesać. Wyciągamy brud, bakterie, relaksujemy kota.
- sam proces adopcyjny w schronie trwa. Trwa długo. Trzeba być upierdliwym czasem wręcz, żeby naprawdę wyjść z kotem. A adopcja kota ze szpitaliku... Zuzię/ Ramonę wyciągaliśmy prawie półtorej godziny. Więc trzeba mieć czas. Półtorej godziny procedury, pół godziny na dojazd do weta, to oczywiście sobota lub niedziela, więc kolejki u weta straszne. My czekaliśmy ponad dwie godziny. Kolejne półtorej spędziliśmy w gabinecie - kroplówka, badanie krwi, podanie leków, ustalanie harmonogramu leczenia... Tak to wyglądało z Białym Panem Kotem. W sumie cała niedziela była z głowy, wyszłam z domu o 11, wróciłam o 20. A tu jeszcze jedzenie, czesanie, głaskanie, podawanie kropel...
Ale:
- w schronie da się znaleźć koty w naprawdę dobrym stanie zdrowia. Kluczem jest szybkie reagowanie! Czyli adopcja kota zaraz po jego przywiezieniu chociażby. Niestety, wyciągnięcie kota z kwarantanny jest chyba szalenie trudne. Nie wiem, czy możliwe nawet. Za to czasem są koci szczęściarze, którzy przywiezieni pod koniec tygodnia jeśli wyglądają zdrowo lądują od razu w PA. Ale najczęściej są tam tylko w weekend, potem już stres ściąga na nie choroby i lecą do szpitalika.
- paluszki to koty wyjątkowo spokojne. Wdzięczne. Delikatne. I wydaje mi się, że dość obojętne na hałasy - ciągłe szczekanie robi swoje...
- większość z nich już w domkach nie ma ŻADNYCH problemów z apetytem. Jedzą wszystko i w każdej ilości

- i są kochane i słodkie
Jakby były jakieś pytania, to chętnie dopowiem. Ale to jedno, małe doświadczenie. Być może żadne.