Dziewczyny Kochane i Pawełku -
Jestem dopiero teraz, ponieważ od wczorajszego popołudnia musiałam latać tak, że tylko garby mi odskakiwały

Jakieś prezenty, spotkania, zakupy dla Babci
(która - gdyby ktoś nie pamiętał - mieszka na drugim końcu W-wy, na Pradze)... Po powrocie do domu nie miałam już siły zaglądać na forum.
A dzisiaj, od mniej więcej jakiejś 9.00 rano
(nie wiem dokładnie od której, ponieważ sms-y przychodzą do mnie bez dźwięków, obudził mnie dopiero telefon Marzeni) do południa (kiedy to wreszcie zdecydowałam się podnieść moje wielkie dupsko z pieleszy

) przyszło do mnie od Was aż 6 cieplutkich sms-ów + dwie osoby zadzwoniły.
Nie mam słów na to, żeby napisać Wam, jak bardzo jesteście dla mnie ważni. Ile znaczy dla mnie całe to forum, pisanie tutaj, czytanie tego, co Wy piszecie i WSZYSTKIE
(hmm, wszystkie z wyjątkiem jednej
ale taka *^$@% szelma zdarzyła mi się tu przez te 5 lat na szczęście tylko jedna, BTW: wydaje mi się, że aż takie nagromadzenie nienawiści, fałszu i mściwości w jednym osobniku to w ogóle niezbyt często spotykane kuriozum w całej naszej galaktyce i może właściwie powinnam się cieszyć, że miałam osobliwy zaszczyt z takowym się za pośrednictwem miau zapoznać 
, zawarte dzięki miau realowe znajomości.
Behemotko, czytając Twojego posta poryczałam się tak jak zupełnie nie przystoi rasowym Wielbłądom
Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że Twoje głupole, Paskudzia i kundel już za moment będą przy Tobie
Ja takich słów nie mam, bo pewnie jestem za głupia, więc znowu wyręczę się panem L.
(OK, OK, wiem, że to nie On to śpiewa... Ale On napisał)
http://www.youtube.com/watch?v=jBDF04fQKtQMówiłam Wam to już na pewno co najmniej kilka razy

i być może ktoś sobie to przypomina

, ale powtórzę znowu: życie samotnej starej panny-kociary to doprawdy nie jest bułka z masłem. Ano chociażby dlatego, że w gospodarstwie w.w. sukcesywnie wszystko po kolei się pieprzy
(oprócz samej s.p.-k. rzecz jasna
oraz jej 10 pokastrowanych jak jeden mąż kotów
). Tym razem do kompletu:
1. Wypadł kolejny element z wnętrza łazienkowego kranu. Poprzednio było to takie metalowe siteczko, tym razem - białe plastikowe
cuś z takimi jak gdyby kolcami. W sumie byłoby mi całkiem wszystko jedno, co jeszcze z tego kranu wypadnie
(no, może oprócz Smoka Wawelskiego, boa-dusiciela, hrabiego Draculi i paru innych takich - ale myśląc realnie...), ale obawiam się, że któregoś pięknego dnia w efekcie rzeczonego wypadania coś dalej może się schrzanić

Ach gdzie jest, ach gdzie, mój drogi sąsiad z wężykiem...?
2. Dranie swoimi dzikimi harcami obluzowały umocowany do ściany, podwieszany pseudomarmurowy parapet. I tutaj problem jest w tym, że parapet jest umocowany za pomocą śrub wkręconych prosto w
żywy tynk. Wiadomo: tynk się powykruszał, dziurska
(wskutek mojego nieudolnego dokręcania śrubokrętem) robią się coraz większe, parapet chwieje się coraz bardziej... A Dranie wcale a wcale nie przestały i nie mają zamiaru przestać po nim skakać

Kiedy odpadnie zupełnie, będziemy mieć już kompletną ruinę
Glamuś jest koczurkiem
prawie doskonałym. Prawie, ponieważ ma jedną dosyć uciążliwą dla mnie i mojej łazienki wadę. Otóż, jako patentowany samiec, LEJE NA STOJĄCO

Kuwety są małe i stoją obok siebie, także mocz dostaje się pod nie wszystkie, a co najgorsze: dostaje się też pod pralkę, którą w celu zlikwidowania podłogowego smrodu trzeba potem całą odsuwać. Zgoda: wiem, że idealnym rozwiązaniem byłyby w tym przypadku kuwety kryte. Tyle, że: łazienkę mam małą, kuwet stoi w niej sześć - mieszczą się tylko takie maleńkie. Poza tym, w momencie, gdybym zdecydowała się wymienić je na kryte (a tym samym: siłą rzeczy porozstawiać już po całym mieszkaniu

), musiałabym też chyba nawrócić się na żwirek... No i jeszcze jedno: kryta kuweta kosztuje minimum z 50 złotych za sztukę, u nas musiałoby ich być co najmniej z pięć... Wiecie,
do czego piję, prawda

...? Przynajmniej dopóki nie znajdę pracy - nie da rady
No ale trudno, coś za coś. Gdybym miała 'normalnego', ludzkiego faceta, na bank zostawiałby podniesioną deskę klopa. Glamiś -
kochanek doskonały, świetny zresztą nie tylko w łóżku, ale i w zwykłym powszednim obcowaniu - uparł się niestety manifestować swoją męskość również poprzez sikanie na stojąco. Wrrrrrrrr. Ale dobrze, że nie ma żadnych większych wad, nie jest np. nałogowym pijakiem albo/i patologicznym łajdakiem, jako co najmniej kilkoro znanych mi
ojców, mężów i kochanków (i to wcale niekoniecznie doskonałych
)Jest ogólnie rzecz biorąc byle jak.
Cóż, wczoraj przyszła mi na konto ostatnia pensja. Przy takich sprzyjających okolicznościach często zabijałam rozmaite
byle jaki kupowaniem wypasionej bielizny w Intimissimi... Zrobiłabym tak i teraz
(okoliczność jest tym razem wyjątkowo sprzyjająca: w tym roku praktycznie prawie od nikogo nie dostanę żadnego prezentu, łącznie z kasą zamiast prezentów, jak dotąd bywało w przypadku mojego ojca
gdybym kupiła coś sobie sama, mogłabym się chociaż pooszukiwać, że coś nowego mam...), tyle że teraz jakoś nie mam odwagi wydać 200 złotych na coś, co nie jest mi absolutnie niezbędne... Bo dzisiaj wydam te 200 złotych na kolejny stanik
na swoje nieistniejące cycki
, a za dwa miesiące może mi zabraknąć na leczenie któregoś z Gadów

Mogę sobie co najwyżej na pociechę
(tylko co to za pociecha
) kupić jakieś bawełniane gacie za 2,99 na samie w Realu

... Albo nie, wróć, tego też nie powinnam - przecież obiecałam sobie zacząć zastanawiać się przed wydaniem KAŻDEJ złotówki
Hop hop, jest tu może ktoś, kto chciałby zasponsorować mi koronkową bieliznę
...?
Jeżeli tak, to pewnie wiecie: stanik rozmiaru nikczemnego (wnikliwi czytelnicy wątku oraz jednostki szczególnie sentymentalne
zapewne pamiętają cyferki i literkę), gacie za to dla równowagi WIEEEEEELKIE
Hmm, a może ktoś by tak mnie wirtualnie adoptował
...?To tyle radochy. Nad ranem zaczęłam czytać książkę, w nogach drzemało sobie Żabsko
(smalec jeszcze nie powstał, ponieważ nie miałam czasu
ale powstanie na dniach
). I wiecie co...? Jakiś taki chory strach mnie chwycił... Co kilka minut odkładałam książkę, siadałam na łóżku... i patrzyłam na niego z wielkim niepokojem, czy jeszcze oddycha. Czy żyje. Wiem, że to chore i że to znów jest samonakręcająca się paranoja - ale ona wynika przecież z tego, że Tadźkę straciłam tak niespodziewanie, nagle, właściwie z minuty na minutę
Oprócz Palusząt muszę zanieść na krew jeszcze Busiaczka i Maćka. Busiaczka tak sobie (bo ona delikatna jest, chorowita, słaba

), a Maciejka dlatego, że ostatnio coś za dużo sypia...
Pięknie, q**a, pięknie, znów trzy stówy pękną jak nic 