Nie mial sily uciekać, nie mogl wskoczyć na murek ogrodzenia za ktorym juz byly inne koty - i dzieki temu go zlapalismy.
Poszlismy od razu do weta; mial oko sklejone ropą i balam sie, czy tam w ogole jakies oko jest...
Na szczescie bylo. Ale wyglodzenie, wychlodzenie jednak zrobily swoje i kawaler dlugo dochodzil do siebie.
Teraz juz jest OK, jest odkarmiony, zdrowy jak rydz, dokazujacy i uwielbiajacy pieszcząty.
Tylko sie na niego spojrzy a ten skubaniec juz mruczy

Rozkoszny ten moj Lu
