Anielko - absolutnie nie kwestionuję Twojej oceny kotki. Tak jak napisałam, ani ja, ani mój M - nie widzieliśmy na oczy dzikiego kota, więc nie mamy o tym pojęcia. Co więcej uznajemy nasze koty za dzikie, bo miziać się nie chcą, dają ludziom po głowie (co poniektóre) i tylko jeść przyłażą łaskawie. Ale tak naprawdę nie wiem - jakiego kota uznać za dzikiego, a jakiego za domowego. Mam takie przypuszczenie, że dziki kot to taki, który unika kontaktu z człowiekiem.
O temperaturze napisałam, ponieważ myślę, że to ważne. Teraz kotka jest w lecznicy, gdzie temperatura jest pewnie powyżej 20 stopni, śpi na ciepłym kaloryferze, jest osłabiona i wyczerpana - jeśli ją przeniesiemy do niższych temperatur, może jej to zaszkodzić i całe dotychczasowe leczenie na nic. Podobnie z zastrzykami - po prostu nie potrafię, więc wyrządziłabym pewnie więcej szkody. Z tabletkami, czuję się pewniej, zwłaszcza, że po doświadczeniu ze swoim kotem - wymyśliłam sobie patent na przyszłość (na tabletki nie powlekane), ale jeszcze go nie testowałam. Wymyśliłam sobie, żeby taką tabletkę sproszkować, zapakować w kapsułkę, natłuścić i do pychola
Moje zdanie o sobie jest takie, że mogłabym sobie poradzić i nie zaszkodzić kotce, w sytuacji, kiedy nie trzeba jej robić codziennie zastrzyków, a leczenie polega na podawaniu tabletek rano i wieczorem.
Qurczę - wiem, że takie dzielenie włosa na czworo nie sprzyja ratowaniu kotów, bo liczy się czas ... więc strasznie się cieszę, że jeszcze przez jakiś czas może zostać w doświadczonej lecznicy.
Nemi, w każdym wolnostojącym domu zazwyczaj są dwie łazienki. Nasza druga w charakterze graciarni z betonową podłogą, ale nie każdy ma przez 10 lat kłopoty z wykończeniem domu...
Megana w naszym była jedna, drugą dorobiliśmy

Co do tych 10 lat ... to mam takie podejrzenia, że spora liczba osób ma podobne kłopoty. My mamy dość podobnie ... I tak się zaczynam zastanawiać, czy aby diagnoza stanu rzeczy postawiona przez moich teściów nie jest słuszna - twierdzą, że to zwierzęta przeżerają nam dom
