No...
Ale była akcja. Odniosłam rany

Dziś Zorka przez cały dzień krążyła wokół mojego domu. A wstrętny Bruno i zadziorna Saszka ją przeganiały
Jak wróciłam z pracy to moje futra były już w domu. Tylko Maciek zaczął się dziwnie zachowywać

, wydawał z siebie dziwne dźwięki i domagał się wypuszczenia. Cóż było robić - wypuściłam dziadka Maćka. Ale na chwilkę tylko, bo to stare i chudzieńkie. Po minutce wychodzę po niego przed dom, a tam Zorka
Maciek parę metrów za nią. No to podchodzę po niego powolutku, aby go wziąć na ręce. W chwili gdy go łapałam podbiegła Zorka, on poczuł się zaatakowany i mnie mocno udrapał drąc się przy tym wniebogłosy...
Co te moje koty mają w futrzastych łbach, żeby tę Zorkę tak przeganiać?
Na nieszczęście całą akcję słyszał ojciec i mnie nieźle o...ił... Myślę sobie - dupa zimna, nie pozwoli przenocować Zorki, skoro krew się leje (nieważne, że to tylko moja)
Poszłam na górę. Po dłuższym czasie on przyszedł, więc postanowiłam wykorzystać okazję i napuścić matkę, żeby bez mojego udziału przekonała go do przenocowania Zorki

Schodzę więc na dół
niby, że po ręcznik do garderoby i szeptam do matki swój plan... A matka stoi z miseczką kocią w ręce i mówi, że Zorka już w kotłowni siedzi, bo tata kazał ją schować
Fajnie, tylko że to tak naprawdę nie jest śmieszne...
Moje koty nie tolerują Zorki. Mam dylemat. Ech. Ale najważniejsze, że tłusta dupka w kotłowni bezpiecznie śpi.