Nasz Pięciokot. cz.16 ... DT...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro gru 08, 2010 11:13 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

To ja widzę, żeś Kinga po przyjeździe ani chwili nie próżnowała :mrgreen:

Bardzo się cieszę i trzymam :ok: :ok: :ok:

A co do Angli to ja po Twoich wpisach też coraz bardziej jestem nią rozczarowana :wink:
19.11.10 - Tosia (*) - kocie dziecko, któremu los dał tak mało czasu
26.08.11 - Czikita (*) moja pierwsza kocia miłość - przyszła, zabrała moje serce i odeszła tak szybko
14.12.12 - Felciu (*) zawsze będziesz z nami
26.04.14 - Papaja (*) najsłodsza strachliwa królewna, takiej już nie będzie
31.07.17 - Rudolf (*) moja najukochańsza kocia pierdoła

AgaPap

 
Posty: 8937
Od: Pt sie 31, 2007 6:49
Lokalizacja: Katowice i trochę Świdnica

Post » Śro gru 08, 2010 21:48 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Jestem. Miałam dziś fajny dzień. AgaPap - jakby Ci to... Możliwość systematycznego używania mężczyzny daje pewne możliwości. Zwłaszcza kiedy działa się z premedytacją. :mrgreen:
Ciekawy dzień... Bartek z rana znów chciał mnie wkręcić w ból głowy - nie dałam się. To boli go noga. Nie, idziemy do szkoły. Bolą go obie nogi. Nie. To w płacz - on nie chce do szkoły. Czemu? Bo nie. Ale czemu? Odpowiedź wydawała mi się jasna i zgadłam. On nie chce do szkoły bo w szkole nic nie rozumie. Nie rozumie nauczycielki, nie umie się dogadać z kolegami, dwie dziewczynki mu dokuczają a on nie może nic zrobić bo jak się postawi to one skarżą na niego nauczycielce a on nie ma jak się wytłumaczyć - nie zna zupełnie angielskiego. Sześciolatek wrzucony w grupę anglojęzyczną, z angielską nauczycielką oczywiście, nie rozumiejący co się do niego mowi, czego się od niego oczekuje, w dodatku z racji nieznajomości języka ma szanse robić za klasowego dupka dyżurnego. Przecież to wrogi świat! Też bym nie chciała tam iść. Próbowałam mu tłumaczyć, że tylko chodząc do szkoły może się nauczyć angielskiego. On nie chce się uczyć angielskiego. Ale będąc w Anglii musi. To czemu on jest w Anglii? Bo tu są mama i tata i tylko tu może być z nimi. W Polsce byłby z babcią - nie chce być w Anglii. Cholera, biedny dzieciak. A Krzyś więcej od niego mówi po angielsku. Bo Krzyś jest młodszy i zanim dobrze opanował polski, zaczął łapać angielski i idzie mu łatwiej. Bo im młodszy umysł tym łatwiej. Bo jak ty się Bartku łamiesz to co ja mam powiedzieć, a też się muszę nauczyć języka... Żal mi go. Ja nie chodzą co dzień do szkoły. Musze pogadać z nauczycielką, tylko z tłumaczem bo za trudno mi będzie bezpośrednio - powinna wiedzieć że dziecko jest podłamane, że angielski w jego własnych oczach go przerasta, a szkoły się boi. Nauczycielka jest miła, fajna babka, ale nie zna polskiego i nie ma z Bartkiem kontaktu. Z jego mamą też nie bardzo - też nie zna języka, jeszcze mniej niż ja. Wiem, nauczycielka też ma przegwizdane mając w grupie dziecko z tak ograniczonym kontaktem.

No i wizyta u midwify (kocham polglish!) - myślałam że padnę po wyjściu. Założyłam że będę drzeć pysk o wczesny scan i prowadzenie ciąży "po polsku" - tu się nikt nie przejmuje ciążą poniżej 12 tygodnia i w razie poronienia po prostu sobie leci. Podtrzymanie w pierwszym trymestrze uznają za bezsens. Ciąża ma byc naturalna a nie medyczna. Ok, ale ja nie mam 16 lat, 20 też nie, poza tym poroniłam niedawno i nie mam czasu na eksperymenty typu jeszcze sobie kilka razy poronię i może się uda. Okazuje się że przebyte poronienie to im wisi, mój wiek już daje do myślenia, ale głównym powodem dla którego kierują mnie na konsultacje jest fakt że... rodziłam duże dzieci. 8O No, wiem że duże, bo dwójka solidnie powyżej 4kg a bliźniaki w sumie 5,650, ale w życiu by mi nie przyszło do głowy że to może mieć znaczenie. W Polsce gin zwróciłby uwagę na mój wiek, fakt przebytej w drugiej ciąży gestozy i właśnie na utraconą ciążę. Niby ta sama biologia a nauka zupełnie odmienna... Czekam na papierek żeby się umówić na scan, te moje duże dzieci załatwiają mi konsultacje lekarskie (normalnie tylko położna prowadzi ciążę), wcześniejszy scan i dodatkowy scan pod koniec ciąży - dla oceny wielkości malucha. No i gratki dla midwife - weszła mi w żyłę od strzała co się rzadko zdarzało. :piwa:
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Śro gru 08, 2010 22:20 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Szkoda chlopaczka. To nie jest jego wina ani wina szkoly. To jest wina rodzicow bomogli zadbac zeby dziecko mialo jakiekolwiek podstawy przed przyjazdem tutaj.

Macie jakis Polski Kosciol w okolicy? Czesto ksieza organizuja szkoly sobotnie dla dzieci. Moze chlopakowi przydalby sie kontakt z jakimis rowiesnikami z Polski? Zawsze to mnie wyobcowany i rowiesnicy moga go poduczyc jezyka.

Dzieki uprzejmosci ponadnikom z Polski na terenie Anglii dziala preznie polska mija katolicka. http://www.polishcatholicmission.org.uk/ . Tutaj mozna znalezc lokalnego ksiedza. Jesli jest normalny (a przewaznie sa mili) to bedzie umial cos doradzic.

A jesli chodzi o wczesniejszy scan to zacytuje Borata: 'GREAT SUCCESS!!'

Mary_Poole

 
Posty: 1631
Od: Wto lut 03, 2009 21:51

Post » Czw gru 09, 2010 7:21 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Dzięki! Ale w życiu nie spodziewałabym się co będzie podstawą do konsultacji lekarskiej i wczesnego scanu. Tym bardziej że przecież kaliber oseska ocenić można właściwie pod koniec ciąży. Wcześniej może to być kwestia bliźniąt i rozpoznania ciąży mnogiej co też mam na rozkładzie. Co by nie było, mnie to pasi. Jedno do mnie dotarło. Jak wystartowałam z tym wczesnym scanem... Dziewczyna (położna to młodziak) powiedziała że to nie ma sensu, przecież sam scan nic nie zmieni. Natomiast gdyby coś się zaczęło dziać, to wtedy scan i tak zrobią. W sumie ma rację. Żeby mieć tzw. spokój musiałabym się podpiąc do scanu na okrągły zegar. Jeśli serce ma przestać bić, może to zrobić w minutę po scanie... Ma rację.
Co do Bartusia... Myślę ze nie bardzo mieli możliwości. O przedszkolu u nich nie ma mowy, mieszkali na wsi, jak mama wyjechała, dzieci były z tatą i babcią, potem wyjechał tata, została babcia. Są z nią silnie związane z resztą. Nie jestem pewna jak by babcia ogarnęła jakieś programy multimedialne czy coś... Dziecko ma teraz przesrane, jedyne co można to buforować stres (dlatego myślę o poinformowaniu nauczycielki o jego odczuciach) i pomóc mu opanować język. On chodzi do polskiej szkółki sobotniej, ale nie sądzę żeby się tam posługiwano angielskim. Natomiast absolutnie nie winię szkoły angielskiej za jego w niej samopoczucie - nauczycielka i tak ma przesrane mając ucznia z tak ograniczonym kontaktem. Sytuacja jest - co tu mówić - do dupy.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pt gru 10, 2010 7:01 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Scunthorpe dopadła katastrofa. Klęska, porażka, dno, tragedia niewyobrażalna - teraz, gdy rozkręca się szał przedświątecznych zakupow, gdzie ludziom brakuje pojemności dużego marketowego wózka żeby zakupić "niezbędną żywność" (a kupują tony świństw typu chipsy, cola, słodycze, gotowce), teraz, kiedy było najpotrzebniejsze, zamknęłi tu Tesco. Czemu? Bo się dach pod śniegiem zawalił. Jeśli wejść w Wujka Google, wbić Tesco Scunthorpe i dać na grafiki, to jest kilka fotek biednej ruiny. Konkurencja już się cieszy - Tesco jest tu chyba największą powierzchnią handlową i było bardzo uczęszczane.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pt gru 10, 2010 8:21 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Dzień dobry. Ale nikomu się nic nie stało?

maciejowa

 
Posty: 10223
Od: Pt lut 27, 2009 22:29
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt gru 10, 2010 10:19 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Gud Myrning :P Widzialam foty z Tesco - tez mam nadzieje, ze obylo sie bez ofiar. Nad balkonem moich sasiadow-alkoholikow wisi plat sniegu, na resztkach daszku - ciekawe kiedy to runie... By the way, od 3 czy 4 lat maja rozwalony ten daszek - podczas roztopow pewnej nocy nie utrzymalo ciezaru i strzelilo. Huk byl taki ze cala kamienica na nogi stanela doslownie... Od tamtej pory nic z tym daszkiem nie zrobili, bo zdaniem sasiada "administracja sama powinna przyjsc i naprawic" :roll: no ale to jest inna para kaloszy...

Kinga, pisalam wczesniej ale gdzies umknelo... chcialam Cie spytac gdzie w Krakowie zaopatrywalas sie w polprodukty do robienia bizuterii? Konkretnie potrzebuje akcesoriow takich jak linki, bigle - srebrne najlepiej albo ze stali nierdzewnej. I kamienie polszlachetne. Bede wdzieczna za informacje :)

Prowincja Krakówek przyprószona sniegiem, wlasnie prószy dalej. Lód pod tą cienką warstewką jest zabójczy - to co po roztopach zostało teraz tworzy Szklaną Pułapkę. Ale jest przynajmniej niebo bez chmur, slońce wychodzi... dobrego piątku :-)
Najpiękniejszą muzyką przed snem jest mruczenie szczęśliwego kota...

solangelica

Avatar użytkownika
 
Posty: 5123
Od: Wto paź 28, 2008 23:10
Lokalizacja: Silesia

Post » Pt gru 10, 2010 19:42 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

NIe, nikomu nic się nie stało, tyle że główne centrum zaopatrzenia i rozrywki szlag przed samymi świętami trafił. Sol, sorry - jak wracam do domu po 9h z tymi małymi obwiesiami to mam dość i nie kumam którędy do łóżka nawet. Cholera, to nie tak miało być! Miało być 5h dziennie, no wyjątkowo, awaryjnie 9 jeśli dzieci nie idą do szkoły bo chore. Tylko że oni są chorzy co chwilę, jak nie urok to sraczka, a ja... No, kurcze, pewnie zołza jestem, ale 5 funtów ekstra za tydzień nie przekłada mi się nijak na te dłuższe szychty, po których wracam do domu wyrąbana jak Morcinka chodnik. Plan był fajny - 5h w pracy, potem w domu czas na dłubanie (wciąż zamierzam to rozwinąć), spokojnie na prace domowe... Daje mi w d... trochę ten mały pasożyt, ale to jego prawo i dlatego właśnie nie pchałam się do normalnej pracy i dlatego również odpowiadało mi te 5h. 9 sprawia że zasypiam przy dzieciach i nie nadaję się do niczego w domu.
Sol, na rogu Gertrudy i Stradomskiej. Jest sklep jubilerski oferujący również półprodukty, ale na Twoim miejscu looknęłabym na Allegro za biglami, linkami itd. Bigle kupowałam na necie, z linek itp. nie korzystałam, jedynie jeszcze z drutu dentystycznego.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pt gru 10, 2010 20:50 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Kinga, a nie możesz się od tego wykręcić, albo postawić sprawę jasno, że nie tak się umawialiście i żeby się ogarnęli?
9h z dziećmi to męka, 9 godzin z dziećmi w twoim stanie to katorga.
Karolina

karolinah

 
Posty: 7630
Od: Wto gru 05, 2006 17:05

Post » Pt gru 10, 2010 21:29 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Ale oni nie mają jak się ogarnąć! Oboje pracują i jak dzieci nie idą do szkoły to luzują mnie wracając z pracy. Normalnie odprowadzam do szkoły Bartka rano, potem Krzysia na 12:30 i mam free bo oni ich odbierają, ale jak dzieci chore... A chłopca z biegunką do szkoły nie poślesz skoro jeszcze rano go ścigało. Co prawda potem przez dzień już nie, ale kto Ci to zagwarantuje? A jak mu się zdarzy w klasie porażka to przecież mu żyć nie dadzą a i tak ma przechlapane. Gdyby mieli się jak pozbierać to bym powiedziała co o tym sądzę, ale zdaję sobie sprawę że nie mają jak - do pracy muszą iść, jak będą się zwalniać to polecą z roboty a muszą za coś utrzymać dom i zadłużenie w kraju spłacać i syna jeszcze w Polsce utrzymać. Mają obciążenia jak diabli. Tu utrzymanie też jest nie tanie, zwłaszcza dom. Jolka z racji tych overtime'ów dorzuca mi piątaka do tygodniówki - myślę że ten piątak to wszystko co może wysupłać po prostu. Był Mikołaj, tak? Dzieci miały po 6 cukierków na głowę wrzucone do kapci. Takich typu Mars, czy Milky Way w wersji mini. Zaszaleli, nie? Mogę pomarudzić w kącie, ale zdaję sobie sprawę że sytuacja jest patowa - mogę zrezygnować, wtedy ja nie zarobię nic a oni będą mieli naprawdę problem żeby znaleźć kogoś za 60 funtów/tydzień bo ktoś kto się musi utrzymać nie będzie pracował za te pieniądze. Bo się nie utrzyma po prostu. Ja mam ten komfort, że tylko dorabiam, a główny ciężar utrzymania spoczywa na Rajmundzie. 60 funtów nie wystarczyło by mi nawet na wynajęcie pokoju. Podjęłam się tej pracy bo uznałam że kasa jest potrzebna, że w ciąży i tak nic fizycznego nie pociągnę i te 5h wydawało mi sie do przeskoczenia a trochę ruchu wręcz wskazane. Z resztą Jolka była w kropce więc nawet gdyby to miało być kilka dni "awaryjnego" to grało. Potem zdałam sobie sprawę że jeśli minimalna stawka w UK wynosi 5,95 funta, to nikt nie będzie siedział przy dzieciach za 2,40 za godzinę, ale to insza inszość - odpowiada mi trochę ruchu, kontakt z dziećmi i stała tygodniówka. Tylko te overtime'y...
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pt gru 10, 2010 22:00 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

kinga w. pisze:Tylko te overtime'y...
:?:

Jetem tutaj codziennie ale ukradkiem! Przeraziłam się wiadomością o Tesco :(
...Obrazek...Obrazek

kussad

Avatar użytkownika
 
Posty: 14240
Od: Pt paź 13, 2006 9:59
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt gru 10, 2010 23:15 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Nadgodziny. Po prostu 9h zamiast 5 daje mi w d...
Ale nie masz się czym przerażać! Zawalił się dach przed wejściem, nikt nie ucierpiał, tylko budynek wymaga naprawy i interesy przed świętami szlag trafił. Mój ubaw w tym momencie polega na tym, że Tesco jest tu największym marketem, niejako Mekką zakupowo-rozrywkową miasta. A tu się przed świętami zakupy robi naprawdę kosmiczne.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Sob gru 11, 2010 0:31 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

Kinga, dzieki -nic sie nie stalo, domyslam sie ze masz urwanie czapy. Overtimy tez potrafia dac w rzyc.
Trudna sytuacja u Joli i dzieciakow ale mysle ze wszystko sie z czasem ulozy. Zawsze poczatki sa najgorsze i najtrudniejsze. Szkoda tylko ze Ty jestes przemeczona i wymlocona..

Melduje ze Prowincja Krakowek ma teraz -5 stopni. Snieg proszy i jest cudnie poza tym ze zdradliwa warstwa lodu dybie na nieostroznych - wczoraj moj wlasnhy osobisty pies mna tak szarpnal ze gruchnelam oboma kolanami na lod. Dobrze ze nic nie strzelilo ale mialam chwile wahania czy nie przeswietlac bo bolaly okropnie. Na szczescie tylko chwile. Dobrze ze mam karte w Promedisie to szybko sie dostane na przeswietlenie jakby co...

Nie zaluje ze zmienilam prace, wrecz przeciwnie :ok:

Klaniaj sie Futrzastej Ekipie :)
Najpiękniejszą muzyką przed snem jest mruczenie szczęśliwego kota...

solangelica

Avatar użytkownika
 
Posty: 5123
Od: Wto paź 28, 2008 23:10
Lokalizacja: Silesia

Post » Sob gru 11, 2010 10:21 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

A u nas odwilż na całego, zadeptany, zajeżdżony śnieg zmienił się w cholernie śliskie, wyboiste lodowisko. Jest słonecznie, ciepło, fajnie, tylko pod nogi trzeba patrzeć bardzo i po dachach bo jak nie ślizgawka to sople wiszące u rynien. A! Parę rynien widziałam oberwanych - nalało się wody, zamarzło, dolało, zamarzło i... Bum. Dobrze że się obeszło bez problemów z kanalizacją - obawiałam się o te nieszczęsne rury prowadzone po elewacji. Ale szlag nam trafił wiatę na podwórku i to będzie problem. Była dostawiona do ukośnie opadającego daszku nad łazienką i o ile wytrzymała warstwę śniegu na dachu, o tyle jak się na nią zsunął śnieg z tego właśnie skośnego daszku to runęła zabierając ze sobą rynnę. Trzeba ją będzie rozebrać do końca, naprawić rynnę... Szkoda wiatki - pranie się tam fajnie suszyło i Rajmund miał gdzie podłubać jakieś szybkie reperacje...
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pon gru 13, 2010 20:40 Re: Nasz Pięciokot. cz.16 Potyczki zimowe... :D

I po pracowitym dzionku... Pierwsze popołudnie z Jenny - obawiałam się że może być ciężko, bo widziała mnie raz przez 2 godziny, a to maluch kompletny. I! Śmiała się, tańczyła, śpiewała, (to nic że chodzić i mówić nie umie, muzykę czuje obłędnie) bawiła się na kolanach... Tyle że nie dała się uśpić na rękach - mało dziwne, za mało się jednak znamy - ale ja mogę częściej z nia być. Z jej starszą siostrą też - aparatka niesamowita. Po przedpołudniu z chłopakami, popołudnie z Jenny było czymś zupełnie odmiennym i wcale nie jestem tak dociapana jak po całym dniu z chłopcami. Niemowlak to jednak inna forma życia - fajniejsza. Kociarnia zeszła się przywitać i stwierdziwszy brak ciekawych zakupów odpłynęła godnie do naszej sypialni. Czemuś mnie to już nie dziwi.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Marmotka i 159 gości