Sith przez noc opędzlowała wielką porcję animondy mięsnej.
Dziś spróbuję dac jej suchego, zobaczymy.
Generalnie jestem wręcz zaskoczona jej apatytem; oczywiście cieszę się, ze tak wsuwa, ale jednocześnie wręcz boję jak je wyniszczony organizm przyjmie tyle dobra naraz.
Ale chyba dobrze przyjmie; kota śpi i ma wszystko w tyle.
Nadal nie mogę nadziwić się stanowi Sith, jej ogólnemu zaniedbaniu...
Żeby aż tak zapuścić rasowego kota?
Te zęby, to wychudzenie, wyniszczenie...
Te straszliwie zapuszczone uszy.
To nie schron - tam była przecież krótko.
Musiała wcześniej być pozostawiona sama sobie.
To takie smutne; ona jest taka śliczna, taka przylepna i milutka...
A, zresztą nie ma co dywagować. Trzeba zawinąć kotę w ręcznik, oporządzić oczy (jak ona tego nie lubi), zrobić zastrzyki (to znosi lepiej niż grzebanie przy oczach). A, no i uszy - tego też bardzo nie lubi. Kochana Sith, ja tak nie lubię jak ona nie lubi...
