Śnilo mi się wczoraj, że leżałam w szpitalu. W ginekologicznym

I miałam wychodzić już do domu, ale strasznie się zaziębiłam. W łóżku obok leżał mój kolega z jakąś dziewczyną. Próbowałam się pakować, ale za nic nie mogłam się pomieścić w torbach. I całe mnóstwo cukierków czekoladowych świątecznych mi się wysypało na podłogę. I zadzwoniłam do mojego taty (tata nie żyje już 15 lat) i tak bardzo prosiłam, żeby po mnie przyszedł. I słyszałam słuchawce jego głos. Taki jak pamiętam. Ojciec śnił mi się już parę razy, ale nigdy się nie odzywał. Tym razem go nie widziałam, tylko słyszałam. Jakoś mi tak hmmm, dziwnie...