Dziękuję Wam.
Nie mam tej wiary, że śmierć to też początek.
Ale dlatego, że jest to koniec, jest dla mnie taka ważna. W perspektywie tych kotów, które zwykle trafiają pod moją opiekę, bardzo często możliwość odejścia w cieple, z pełnym brzuchem i bez bólu, to jedyna forma zadośćuczynienia za ich życie.
Jak mi wczoraj na PW napisała moja Przyjaciółka - to też nadanie ważności śmierci i umieraniu tych, które w różnych miejscach w tym samym dniu i każdego dnia, umierają w krzakach i pod śmietnikiem, na ulicach.
Izzi - siła bierze się z akceptacji samej śmierci i świadomości tego, że ciągle są te, którym nawet umieranie w cieple nie jest dane.
Choć akceptuję odchodzenie moich podopiecznych, nigdy nie pogodzę się z tym, że są koty, które umierają gdzieś pod śmietnikiem. Dlatego hospicjum nazywa się `J&j` - `jeszcze i jeszcze` są gdzieś koty, które nawet tego nie dostały od życia, nie dostały spokojnej śmierci.
Wracając do żyjących.
Ogion ma się nieźle. Powoli zdejmujemy szwy z kolana, żeby zdjąć wreszcie abażur z kota. Krwiak w pachwinie zmniejszył się do 1/4 wielkości początkowej. Kot załatwia się bez problemów.
W klatce króliczej gniota się trzy pięciomiesięczne dzikusy z tego wątku:
viewtopic.php?f=1&t=120968Tak się gniotą:

Nie są już takie
złekoty, żrą jak opętane na zmianę ze spaniem i są wypłoszki ale chyba faktycznie się oswoją.
Był jeszcze czwarty ale wczoraj zabrała go pani, która zasponsorowała budki dla kotów, które pozostały w tamtym miejscu. Dwa mają DT w Bydgoszczy u pani, która adoptowała już kotkę z Fundacji KOT. Nie chcę być
prorokiem ale chyba czarna z okiem [a raczej bez oka] zostanie u mnie na DT do czasu wyleczenia.
Sky kompletnie zapomniała, że miała sterylkę.
Bakoo wyleczyła niemal całkowicie swojego ropnia.