Byłam dzisiaj u Braciaszków. Czejs źle zniósł przeprowadzkę i jego nowa Pani się bardzo martwiła. Ponieważ noc wcześniej zamknęła na moją prośbę Chłopców osobno, więc wiedziałyśmy, że Czejs przez noc skorzystał raz z kuwetki i zjadł - choć ledwie ok. 10 chrupek. Gdy przyszłam, wyglądał rzeczywiście bardzo kiepsko - nastroszone futerko, zakurzone, błędny, przerażony wzrok. Wystarczyła jednak chwila rozmowy, głaskania - jednym słowem znajomy człowiek - i się rozluźnił. Ponastawiał się do głaskania, jadł bardzo chętnie, pozwolił się też nakarmić z ręki nie tylko mnie, ale i swojej Opiekunce, no i mył się - praktycznie przez dwie godziny cały czas mył siebie, brata, nawet moje ręce - tak się zapalił do tej idei

.
Mam nadzieję, że to podziała na niego jak dobry bodziec, zna już to mieszkanie, pooglądał sobie tych ludzi, może teraz, gdy się rozluźnił, będzie bardziej odważny. Jeśli nie, to najwyżej jeszcze parę razy pojadę do nich, żeby dać mu czas na aklimatyzację, skoro przy mnie jest gotowy odzyskać apetyt - bo przy mnie wcinał, aż miło było patrzeć.
Mam ciche przeczucie, że będzie lepiej - nowi Państwo robią dla chłopaków tyle, ile się da - poświęcają im dużo uwagi, czytają im za moją radą, żeby Chłopaki oswoiły się z ich głosami, poświęcają dużo czasu na zabawę i wystawiają smakołyki - dotychczas jednak Czejs absolutnie nie chciał ani przy nich jeść, ani się tym bardziej bawić. Oby teraz było tylko lepiej! No i Will korzystając z bogactwa przysmaków przez ten tydzień utył!

Więc już najwyższa pora na odzyskanie wigoru przez Czejsa
