sibia pisze:bekos, przepraszam, ze nie na temat, ale muszę rambo zapytać:
(...)
Sorki

ależ bardzo proszę

ja się o głupstwa nie pogniewam
swoją drogą aż dziw bierze, jakie koty ślicznoty można na ulicy znaleźć, czy to w PL czy np.w Egipcie, prawda basantieg?
u nas mała stabilizacja. jesteśmy po kontroli uszu u miejscowego weta, tylko takiego nowego, do tej pory jeszcze nie testowanego. no więc go wczoraj przetestowałam
(tylko że wzięłam ze sobą TŻ'a, więc nie mogłam pana doktora w 100% przetestować
)no i muszę przyznać, że wreszcie miałam wrażenie, że ktoś bada koty, tak kompleksowo. zmierzona temperatura, zważone, osłuchane stetoskopem, wymacany brzuszek, obejrzane paszcze. a przyszłam generalnie w sprawie uszu i wyników badania moczu. wizyty u poprzednich wetów to waściwie zawsze takie rach-ciach, nawet przed szczepionką nie zawsze była temperatura zmierzona. raz ktoś ząbki obejrzał. i tyle. szczepienie, odrobaczenie, czego chcieć więcej?
uszka obejrzane zostały przy pomocy otoskopu z dobrym podświetleniem i powiększeniem. ja też mogłam sobie zerknąć do środka. końcówka otoskopu za każdym razem dezynfekowana (poprzednia pani wetka wyjmowała ze skrzyneczki plastikową trąbkę, wpychała do uszu jednego i drugiego kota w drugiej ręce trzymając latarkę "bździocha" - i jeszcze w końcu jej musiałam tą latarką przyświecać, bo wetce rąk brakło, a po badaniu trąbka lądowała znów do skrzyneczki i potem pewnie była wpychana w jakieś kolejne zwierzę. po co dezynfekować? niech się zwierzęta uodparniają...

)
do rzeczy: wczorajszy wet potwierdził brak świerzbowca w uszach. to jest badzo dobra nowina. natomiast u obu kotów stwierdzono zaplenie lewego ucha, zapewne o podłożu bakteryjno-grzybiczym. póki co ratujemy się dostępnymi na miejscu lekami dla ludzi stosowanymi miejscowo, tzn.dousznie - jeden na grzybka drugi na bakterie. natomiast "z Europy" weterynarz polecił sprowadzić aurizon i surolan. rodzice skonsultowali to z polską lecznicą (canfelis na białołęce - na forum widziałam pozytywne opinie na ich temat), pokazali wyniki badań. ja też z wetami gadałam telefonicznie. no i potwierdzili, że zalecają surolan, a jeśli nie pomoże to aurizon. więc jesteśmy dobrej myśli, że przed świętami damy radę koty wyleczyć, bo leki "z Europy" dostanę za tydzień.
wczorajszy algierski pan wet oczywiście stosunkowo drogi, ale przynajmniej wykazał się większą wiedzą, nie zalecał bezsensownego leczenia dopyszcznego, zna preparaty zagraniczne (on ponoć studiował we Francji, może dzięki temu taki bardziej oblatany). no i bardzo spokojnie i miło obchodził się z kotami, widać, że lubi futrzaki. minus dla pana doktora za obstawanie przy stosowaniu na stałe suchej karmy urinary w przypadku tendencji do tworzenia się struwitów. ale w sumie i w PL są weci, którzy i taką filozofię głoszą. że niby jak kot je suchą to i więcej pije, no i że trzeba zakwaszać i zredukować zawartość magnezu w karmie... sama muszę to sobie w głowie poukładać i jakąś własną drogę karmienia opracować.
gwoli ciekawostki, żeby Wam dać próbkę, jak tu ludzie do zwierzaków podchodzą. jak już nasza wizyta dobiegała końca, do weta przyszło dwóch gości, takie miejscowe cwaniaki, "piękna młodzież" w dresie, klapkach i z żelem na włosach. i mieli ze sobą szczeniaka, jeszcze ślepego. wydaje mi się, że to mógł być rasowy lub pseudorasowy z ras dużych psów, bo szczeniak był spory a miał może ze dwa tygodnie skoro jeszcze ślepy... psiak płakał niemiłosiernie, wet wyszedł do poczekalni na chwilę i z tego co zrozumiałam, próbował się dowiedzieć, skąd tego psiaka mają i dlaczego go tu przynieśli... młodzieńcy coś mu odpowiedzieli, wet na to tylko stwierdził, że tak czy siak tego psiaka trzeba oddać jego mamie. mina weta mówiła sama za siebie... no bo wiecie, taki szczeniak to fajna rzecz. im młodszy tym lepszy. a jeśli zdechnie to się drugiego na kolejną chwilę dorwie, prawda?