


Ale po kolei.
Jest sobie pewna pani "karmicielka" na Wildzie (Poznań). Taka typowa, co to wszystko wie najlepiej.
Dokarmia kilka okolicznych kotów i na tym sie jej pomoc kończy.
Już z 2 - 3 miesiace temu rozmawiałam z fundacją na temat sterylek tamtych kotek, nie, pani się nie podobało, że kotki po zabiegu wrócą na stare śmieci.
2 miesiące temu dowiedziałam się też, że jedna z koteczek ma złamaną łapę. Było jeszcze w miarę ciepło, chciałam ją brać do weta, jakoś spróbowac łapę poskładać - a na czas leczenia planowałam umieścić ją w klatce w altanie na działce.
I znowu - nie, po co, przecież chodzi, zresztą już jest lepiej.
Wczoraj z panią rozmawiała Catherine - usłyszała, że kobieta chce kotkę uśpić, bo chodzi na 3 łapach i nie poradzi sobie zimą.



Ale jak chcemy to możemy ją sobie zabrać

No i fajnie - mogę zabrać, ale z nią zrobię? Szczególnie po zabiegu? Na działki do klatki nie zamknę kotki po operacji ... przypuszczam, ze leczenie może potrwać.
Wczorajsza wersja mówiła już nie o złamanej łapce, a o zmiażdżonej

Do tego kotka pewnie jest dzikawa ... kobieta ją normalnie obsługuje, ale to kot wolnożyjący.
Kotka ma 4,5 roku, to mama Albercika od Catherine. Mieszka na swoim podblokowym podwórku od urodzenia, oswajana powolutku przez karmicielkę, która teraz chce sie jej humanitarnie pozbyć

Śliczna, drobna pręguska ...
Oczywiście wciąż nie ciachnięta, na tabletkach.
Ja nie mam gdzie jej ulokować, Catherine wciąż dolecza swoje koty po poprzednim tymczasiku

Kompletnie nie mam pomysłu ... czy naprawdę uśpienie jej jest jedynym wyjściem?