» Śro gru 01, 2010 7:59
Re: proszę o pomoc a w zasadzie wsparcie
Dzisiaj powinnam z nią jechać ale nie mam auta, więc coś czuje że nie wyjdzie. Zadzwonię do weta, bo decyzja była taka:
"jest źle, ale to nie jest wyrok. Jeśli zacznie jeść po tych lekach [wczorajszy zastrzyk] to jest lepiej niż gorzej, jeśli nie ..." na szczęście zaczęła jeść, wskakuje na zlew z wodą (bo z miseczki nie pije), przyszła się do mnie łasić i obowiązkowo w nocy chciała otworzyć wszystkie szafki - zachowuje się normalnie, pomijając to co ma w brzuszku.
Zadzwonię do weta, powiem jak jest, jeśli będzie musiała być zawieziona to mama ją weźmie, niestety też busikiem, a tego chciałabym uniknąć.
Najgorsze jest to, że wygląda na zdrową, ma śliczny pyszczek (już nie osowiały), piękną sierść i się do mnie klei (już). Nerki, wątroba, śledziona - wszystko cacy... Krew niezła, pomijając anemię.
Wiecie co jest najgorsze. Że ja z mamą chcemy jej podnieść komfort życia, leczyć. ten który pomógł mamie mnie stworzyć - najchętniej by ją uśpił, bo i tak zdechnie i nie ma po co inwestować, "to tylko kot", nienawidzę go.