Hej, ja Was kochane bardzo przepraszam za milczenie, no ale naprawdę, mam taki kocioł w pracy i poza, że nie mam kiedy się podrapać, a co dopiero usiąść na spokojnie do netu... W weekend znowu mnie nie było, mała została pod opieką moich kotków no i dochodząco mojej mamy

Jest coraz lepiej. Z kotami się dogadała, nie ma może jakiejś miłości wielkiej, ale nie ma też syków, prychów itd. Do człowieka nie lgnie i nie jest też tak, że chodzi za nami, ale trzyma się na bezpieczną odległość. Ona po prostu tak jakby nas do szczęścia nie potrzebuje - łazi sobie sama, bawi się sama i najlepiej jakby ją zostawić w spokój. Głaskana mruczy jak dzika, ale mrucząc zaraz próbuje sobie iść - w tej kwestii nic się nie zmieniło. Natomiast wyraźny jest postęp w kwestii jej przerażenia - już nie zmyka w najczarniejszy kąt, gdy tylko ktoś się ruszy - śpi sobie spokojnie wyciagnięta na środku itd, czyli poczuła się pewniej.
Wizyta u weta - spoko. Choć bardzo małej nie oglądał, ja się nawet nie paliłam do tego, bo ze względu na wszechobecną panleukopenię poszłam do weta na Piękną, gdzie kiedyś obiecałam, że więcej nie pójdę... Także tylko zaszczepił małą. Reszty dokonałam sama - tj. oględzin uszek i kupy w poszukiwaniu świerzba i robaków - nie znalazłam.
Jeśli chodzi o kuwetę to jest genialna, żadnych wpadek, od pierwszego dnia!
Czekam na dowóz siostrzyczki - może ta jej pokaże jakoś, że do ludzi trzeba na kolana i przytulać się - bo moje koty jak widać autorytetu nie stanowią. Jak to nie pomoże to będzie to chyba oznaczało, że ten typ już tak ma i zacznę szukać jej domu. Szkoda, że w niedzielę tak późno dotarłam, bo już by kociaki były razem... Jak te malce pozostałe, one są w te śniegi na dworze ???? Żeby się nie poprzeziębiały.... Ja gotowa jestem siostrę wziąć w każdej chwili!
No to tyle na razie, pozdrawiam!