Byłam tam dzisiaj, koty ( i starego psa, który z trudem utrzymuje kontakt z rzeczywistością) odpchliłam i odrobaczyłam. Zimny piec kuchenny, w wiadrze na węgiel przytulone do siebie kociaki, ale miseczki pełne i na szafkach kolejne puszki ( pewnie to "sprawka" pani Doroty). Kocica ledwo weszła, zjadła coś i zaczęła sie drzeć, że chce wyjśc na ten śnieg. Została zaaresztowana w drugim pokoju.
Koteczka jest cudna, ładniejsza niż na zdjęciach, przypomina pręgowana srebrną kluseczkę z krótkim , grubym ogonkiem. Kuwetkowa, faktycznie czteromiesięczna, oswojona. Kociak troche felerny, popielaty, siusuak wg mnie wygląda nadal źle , ale podobno jest sto razy lepiej niż kilka dni temu. Kociak urodził sie niedorobiony, siusiak od początku był zepsuty, pani nawet myślała, żeby go uspić (kota, nie siusiaka), ale jej żal było. Dziwnie stawia tylne nogi, albo nawykowo ( siusiak był podobno wielkości śliwki, może nie chciał go dotykać), albo coś dziwnego ze stawami, ścięgnami. Ale to sprawa drugoplanowa, siusiak najważniejszy. Kociak podobno zostaje, bo pani załozyła, że takiego felernego nikt nie zechce. Koteczka "wróciła z adopcji", bo nowa właścicielka poszła siedzieć.... no cóż, jak, leciało w piosence:"taka gmina..."
Generalnie myślałam, że będzie gorzej, ale koty zadbane, pani choć widocznie sfatygowana życiem, kocha zwierzęta i jest dobrym człowiekiem. Nie ma obecnie pieniędzy, więc koty przez jakis czas będą zadbane (dokładnie tak-choć brzmi paradoksalnie).
Wysyłam tekst ogłoszeń dla srebrnej do ogłaszarek.