Pojechałam dzisiaj autobusem na działki, byłam tam niby niecałe dwie godziny- a palce u nóg i rąk mam purpurowe teraz

Masakra co tam się dzieje- śnieg do kolan... na tych głównych ścieżkach nie było ani jednego śladu kocich stóp. Dwa domki są zamieszkałe przez dwa kotki- szkoda, że ich tam więcej nie wchodzi, ale pewnie się o nie biją

a trzeci domek stał pusty.
Odśnieżyłam to co mogłam, zrobiłam ścieżki- teraz da się tam spokojne wejść.
Całe jedzenie im zapadało ( może trzeba będzie jakoś te werandy osłonić folią ? )
Jednak co mnie najbardziej poruszyło, to płacz kochanego buraska, który trząsł się z zimna i błagał o jedzenie. Próbowałam mu pokazać jak się wchodzi do domku, żeby się trochę ogrzał- ale za nic nie chciał do niego wejść :/
Widzę po śladach, że te kotki które nie śpią w budkach, to wchodzą pod duże działkowe domki i tam się chowają.