No i jeżeli chodzi o wskaźnik spanikowania, to jestem w ścisłej czołówce

. Nie wytrzymałam nawet do wieczora, gdy pani Agnieszka miała zadzwonić - zadzwoniłam sama wcześniej

.
Posiedziałam z Chłopcami w ich nowym Domu trochę czasu - poopowiadałam ich nowym Opiekunom, jak mogą ułatwić im aklimatyzację, na co powinni uważać. Braciaszkowie na początek dostali do dyspozycji mały pokój tylko dla siebie - nie ma tam wielu zakamarków, ale mają zaaranżowane parę kryjówek, żeby mogły czuć się bezpieczne. Mają tam oczywiście też miseczki, jedzonko i kuwetę.
Gdy wychodziłam, Czejs siedział przerażony w kontenerku, Wilson jak sparaliżowany wcisnął się w kąt i wtulony w ścianę udawał, że go nie ma. Ale już przy popołudniowej rozmowie okazało się, że to mój wypieszczony delikatniś Willonek lepiej sobie radzi. Mniej napinał się, gdy jego Opiekunka wchodziła do pokoju, by, zgodnie z instrukcjami, sobie z nimi porozmawiać

. Czejs był bardziej zestresowany, ale też wyszedł z kontenerka. Na razie jeszcze nie jadły, w kuwecie były ślady chodzenia, ale chyba jeszcze nikt z niej nie korzystał. Ogólnie rzecz biorąc nowa Pani Chłopców powiedziała, że widzi wyraźną zmianę po tych paru godzinach, czyli stopniowo, choć powoli sytuacja się poprawia.
Myślę, że w nocy, gdy domownicy zasną, kocurki zwiedzą swój pokój i trochę się z nim oswoją. Nie mogę się też doczekać jutrzejszych wiadomości

. Sama się po sobie nie spodziewałam, że ze mnie taka panikara

.