.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lis 25, 2010 18:20 Re: To nie tak...

syty głodnego nie zrozumie. czytam wątek i tak się zastanawiam, czy w ogóle wg bardzo ostro stawianych kwestii odpowiedzialności za
przyjęcie do domu kota, jakikolwiek kot mógłby miec dom. Może się mylę, ale chyba nikt nie ma gwarancji że do końca życia będzie miał pracę, pieniądze takie, że niczego może się nie obawiac i jak w takim razie może sie ośmielic przygarnąc kota. Przecież za kilka lat może nie miec za co utrzymac jego i siebie, a to nie tylko rozpacz ale i przestępstwo.
Myślę, że kot oluszki miał szczęście, ile wiejskich kotów ma człowieka, któremu na nich zależy i dzięki któremu nie są głodne.
Wiele z nich żylo i umarło, nie przeżywszy niczego dobrego.

Tak samo można kogoś wdeptac w ziemię, że ośmielił się miec dzieci, a za kilka lat nie ma co im dac jeśc i za co leczyc.

marivel

Avatar użytkownika
 
Posty: 2433
Od: Sob mar 21, 2009 12:48
Lokalizacja: skądinąd

Post » Czw lis 25, 2010 19:46 Re: To nie tak...

oluszka pisze:Pewnego dnia, gdy błagałam mojego brata (który moich kotów nie znosił), czy nie zawiózłby mnie z jednym z nich do weta, wykrzyczał mi ze złością w twarz:
"A co, muszę?! Chcesz jechać, żeby, jak zdechnie, ci się spokojniej spało, tak?!"

I tak sobie myślę, czy nie dotknął sedna sprawy.
Bo przecież jaka to ulga, gdy to wet powie, że zwierzę jest do niczego i to koniec, prawda? I z pewnością śpi się wtedy spokojniej. Założę się, że tak.


Zajrzyj do mojego wątku, na początku opisuję walkę o życie Bokiry. Diagnoza była znana od początku... Mylisz się, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz... Nawet nie wiesz, co się czuje, kiedy usłyszy się, że choroba jest wyrokiem...

Wybacz, ale wypisujesz tutaj mnóstwo nonsensów.

Dziś wracając z pracy uświadomiłam sobie, że dokładnie miesiąc temu mogłabym stracić Gabi. Wyobraź sobie - wieczorem kotka zdrowa, rano bezwładna i obojętna na bodźce, wymiotująca, z brunatną wodą zamiast kupy. Gdyby od razu nie była u weta, nie została zawenflonowana i nie dostała różnych zastrzyków (wypisałam co dostawała), szybko by odeszła. I... co wtedy? Co byś pomyślała o mnie, gdybym napisała:

Dziś odeszła moja ukochana kotunia. Najprawdopodobniej na panleukopenię, ale tego nikt nie wie, bo nie poszłam z nią do weta. Zrezygnowałam z kontaktu z wetem, ponieważ jestem niewydolna finansowo, a bałam się zapytać weta, czy nie rozłożyłby mi spłaty na raty lub dał szansę odpracowania w jakiś sposób. Ale byłam z kotką do końca, siedziałam przy niej, patrzyłam jak okropnie cierpi i nawet płakałam. Teraz jestem zrozpaczona i niesamowicie tęsknię za moją kotką, która była u mnie szczęśliwa, bardzo ją kochałam i gotowa byłam nieba jej przychylić. A Wy dlaczego mnie krytykujecie, Wy niedobre kociary? Bez serca jesteście i okrutne. Nie wiecie, co ja czuję i jak mi okropnie ciężko.

Forum by mnie zlinczowało - i słusznie. A co Ty byś odpisała?

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw lis 25, 2010 20:02 Re: To nie tak...

oluszka pisze:Ciekawa jestem co byś zrobiła na moim miejscu tamtego wieczoru, gdy kot nieoczekiwanie postanowił, że odejdzie - ciekawa jestem co byś zrobiła nie mając szans dojazdu do miasta, pieniędzy, nie wiedząc nic o jakichś całodobowych lecznicach


Przepraszam, ale przecież masz dostęp do netu.

Zaproponowałam, że spróbuję Ci pomóc i poprosiłam o kontakt na PW z odpowiedziami na pytania - przypominam.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw lis 25, 2010 20:56 Re: To nie tak...

Zofio, poza cytowaniem ustaw, peem tak: wydaje mi się że jednak nie odpowiedzialaś na mój post.

:?

Berek

 
Posty: 150
Od: Śro gru 31, 2008 0:12

Post » Czw lis 25, 2010 21:14 Re: To nie tak...

najszczesliwsza pisze:Krzyczy o to w każdym poście, czy jest ktoś z jej okolic, kto mógłby zadziałać?

A jakie to okolice?

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Czw lis 25, 2010 21:39 Re: To nie tak...

vega013 pisze:
najszczesliwsza pisze:Krzyczy o to w każdym poście, czy jest ktoś z jej okolic, kto mógłby zadziałać?

A jakie to okolice?

oluszka pisze:Jestem z okolic Konina.
najszczesliwsza
 

Post » Czw lis 25, 2010 21:43 Re: To nie tak...

Dziewczyny, dajcie już spokój, proszę.
Kot nie żyje.
oluszka mogła przeczytać niektóre wypowiedzi po kilka razy, bo się powtarzają.
Napisała, że od Was pomocy nie przyjmie, więc nie próbujcie jej na siłę organizować.
Już wystarczy, naprawdę. :(
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Czw lis 25, 2010 22:30 Re: To nie tak...

oluszka pisze:
Korciaczki pisze:Wiele osób okazało Ci tutaj jednak zrozumienie dla Twojej sytuacji.
I myślę serce też. Myślę, że takie Twoje słowa też mogą być dla nich przykre...



Ależ ja im bardzo serdecznie dziękuję, naprawdę.
Jestem wdzięczna za okazane mi tu przez niektórych zrozumienie.

Ale widzisz, kiedy sama się dobijasz myślą, że kot umarł, bo nijak nie mogłam mu pomóc , a ktoś taki jak Najszczęśliwsza, która absolutnie nic o mnie i moich kotach nie wie, wpada tu i bezmyślnie rzuca okrutnymi już nie przypuszczeniami, ale wręcz oskarżeniami, a Zofia&Sasza, która, jak pisze głoduje, by nakarmić swoją gromadkę, wyciąga przeciwko mnie artykuły z ustawy - mam nadal tu być, żeby one mogły sobie moim kosztem poprawiać samopoczucie? a co ze mną będzie? mam iść się powiesić, tak?


***
Pewnie się kiedyś pozbieram i pójdę dalej. Z dala od takich jak Najszcześliwsza.
Ale mam nadzieję, że może spotkam na swej drodze takie osoby, jakie i tu są. Mądre, dobre i pełne empatii także w stosunku do innych ludzi.

Nie,nie masz sie powiesic ale np. zalozyc watek dzieki ktoremu bedziesz sie starala pomoc drugiemu swojemu kotu . Opisz ogolnie swoja trudna sytuacje materialna, chorobe kota , zrob bazarek z jakimis pierdolkami , bez ktorych Ty sie obejdziesz a moze komus sie spodobaja. Na pewno znajda sie osoby, ktore odpowiedza na Twoja prosbe pomocy dla kota. Wiele nie mam ,ale podziele sie groszem dla kociska . Po prostu zacznij dzialac zamiast narzekac na wetow ,ze biora pieniadze. Ci, ktorzy na wieksza skale pomagaja kotom zazwyczaj sa bez forsy, ale nie wstydza sie prosic bo nie prosza dla siebie, ale dla kocich bied, ktore stanely na ich drodze . I zazwyczaj te pomoc otrzymuja. Wiec przestan juz napawac sie swoja ciezka sytuacja finansowa, podloscia wetow- krwiopijcow i pomysl o swoim drugim kocie, ktory z tego co wyczytalam rowniez wymaga leczenia.

kya

 
Posty: 6513
Od: Śro mar 14, 2007 17:09
Lokalizacja: Szczecin

Post » Czw lis 25, 2010 22:38 Re: To nie tak...

Greta_2006 pisze:oluszka mogła przeczytać niektóre wypowiedzi po kilka razy, bo się powtarzają.
Napisała, że od Was pomocy nie przyjmie, więc nie próbujcie jej na siłę organizować.


No comments :roll:

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt lis 26, 2010 2:05 Re: To nie tak...

vega013 pisze:Wybacz, ale wypisujesz tutaj mnóstwo nonsensów.



Nonsensem dla mnie jest pisanie o braniu kredytu na kota - bo to abstrakcja, przynajmniej dla takich jak ja.
Nonsensem dla mnie jest mówienie mi, że nie mam prawa mieć zwierzęcia, bo mnie na to nie stać, a jednocześnie dodawanie, że samemu jest się głodującym ale posiadającym gromadkę zwierząt.
Nonsensem dla mnie jest post Najszczęśliwszej, której się wszystko pomyliło, i wg której nie tylko jednego mojego kota własnoręcznie zamordowałam, ale i drugiego cyt. "zaniechałam leczenia, bo kot oślepł" - a nie, że leczyłam, bo oślepł właśnie.

To są dopiero nonsensy.



vega013 pisze:Dziś wracając z pracy uświadomiłam sobie, że dokładnie miesiąc temu mogłabym stracić Gabi. Co byś pomyślała o mnie, gdybym napisała:

Dziś odeszła moja ukochana kotunia. Najprawdopodobniej na panleukopenię, ale tego nikt nie wie, bo nie poszłam z nią do weta. Zrezygnowałam z kontaktu z wetem, ponieważ jestem niewydolna finansowo, a bałam się zapytać weta, czy nie rozłożyłby mi spłaty na raty lub dał szansę odpracowania w jakiś sposób. Ale byłam z kotką do końca, siedziałam przy niej, patrzyłam jak okropnie cierpi i nawet płakałam. Teraz jestem zrozpaczona i niesamowicie tęsknię za moją kotką, która była u mnie szczęśliwa, bardzo ją kochałam i gotowa byłam nieba jej przychylić. A Wy dlaczego mnie krytykujecie, Wy niedobre kociary? Bez serca jesteście i okrutne. Nie wiecie, co ja czuję i jak mi okropnie ciężko.

Forum by mnie zlinczowało - i słusznie. A co Ty byś odpisała?


A ja bym napisała, że Ci współczuję. I że rozumiem jak to jest stracić ukochane zwierzę.
Ale gdybym miała być tak złośliwa, jak niektóre osoby z tego forum, zapytałabym od razu, jakim to sposobem Twój kot zachorował na panleukopenię. I dodałabym, że moje staruszki nigdy jej nie miały, mimo, że Rysiek biegał 13 lat gdzie chciał.


Nie widzisz jednak, że pisząc to, popełniasz w tej chwili dokładnie ten sam błąd co inni, porównując mnie do siebie, i na dodatek niepotrzebnie ironizujesz - a Twoja i moja to dwie całkiem różne sytuacje, jestem tego 100% pewna.


*********
I proszę jeszcze raz administratora forum o skasowanie mojego konta. BARDZO PROSZĘ.
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 7:29 Re: To nie tak...

Syty głodnego nie zrozumie, to prawda oczywista od dawna.
Przydałoby się chyba życzyć niektórym, aby sami doświadczyli biedy, takiej prawdziwej, gdy człowiekowi wydaje się, że wyjścia już żadnego nie ma...
...

CoToMa

Avatar użytkownika
 
Posty: 34548
Od: Pon sie 21, 2006 14:34

Post » Pt lis 26, 2010 7:33 Re: To nie tak...

oluszka pisze:I proszę jeszcze raz administratora forum o skasowanie mojego konta. BARDZO PROSZĘ.


Oluszka, dyskutujesz akurat z tymi osobami, z którymi nie powinnaś. U nich na pewno zrozumienia nie znajdziesz. Zawsze będą miały ostatnie słowo i bezcenną radę na wszystko.
Napisałam Ci, musisz się po prostu uodpornić i przestać bać "linczu" FORUM. I w ogóle przestać się bać innych.

Śmierć kota, któremu nie dało się rady pomóc(a czasem może i nie można było) jest zawsze strasznym przeżyciem. Im więcej się ma do czynienia z kotami tym więcej niestety ma się takich przeżyć. Trudno te koty zapomnieć. Trudno sobie wybaczyć, że jednak nie zrobiło się czegoś więcej, albo, ze nie zrobiło się czegoś w porę. Często właśnie z powodu braku pieniędzy. A i pieniądze i wizyty u lekarza też nie gwarantują ratunku...

Czasem nie wystarczy poważne zapożyczenie się. Nie każdemu pomogą bazarki. Nie każdy potrafi wystarczająco przekonująco błagać.

Ale trudno, tak już jest.... A żyć jednak trzeba.

I pisać na forum także. Przecież u niektórych osób znalazłaś zrozumienie. Nie wszyscy są złośliwi i idealni w swoim mniemaniu.

A poza tym pisząc na forum można jednak pomóc nie tylko kotom i innym ludziom, którzy może mają podobne przeżycia...

Niektórzy czytają, ale się nie wypowiadają. I to także oni często pomagają...

W ten sposób dwa opisywane przeze mnie koty w beznadziejnej sytuacji znalazły ostatnio domy. A więc to prawda ,że zdarzają się cuda forumowe mimo złej atmosfery tak namiętnie wytwarzanej przez niektórych i dlatego ja nigdy nie poproszę o zlikwidowanie mojego konta nawet gdybym była tropiona, ośmieszana i linczowana.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt lis 26, 2010 8:23 Re: To nie tak...

oluszka pisze:Nonsensem dla mnie jest post Najszczęśliwszej, której się wszystko pomyliło, i wg której nie tylko jednego mojego kota własnoręcznie zamordowałam, ale i drugiego cyt. "zaniechałam leczenia, bo kot oślepł" - a nie, że leczyłam, bo oślepł właśnie.




Oj tam od razu zamordowałaś... nie koloryzuj i nie dopisuj sobie!
Nie udzieliłaś pomocy wtedy, gdy tego potrzebował.
Narażałaś go na niebezpieczeństwo wypuszczając z domu.
Jako, że był niekastrowany to płodził kocięta a na wsi wiemy jak kocięta kończą, a mogłoby na przestrzeni tych 13 lat być o ile kociąt mniej utopionych w wiadrze czy przejechanych przez samochód umierających w męczarniach, czy wreszcie przerabianych na skórki!!! policz ile miotów mógł spłodzić!!!
Ale to my jesteśmy szurnięte i w ogóle o co chodzi, tak?

A co do Buźki, kota który chorował na oczy i nie tylko...
Leczyłaś go, oślepł i przestałaś leczyć, a wiedziałaś, że tego leczenia wymagał już wtedy!!!
I nie leczysz go nadal!!!

I piszesz sama, że kot Rysiek [*] miał w paszczęce zepsute zęby, z tym nie zrobiłaś nic!!!
A każdy wie, że jak się zębów nie leczy to są źródłem zakażeń, chorób i uszkodzeń narządów!!!

Czytasz to forum, jak widać wybiórczo.

A i ta postawa roszczeniowa, że spam, że wątek Twój spadał...

Mało pomocy otrzymałaś?
A otrzymałabyś więcej, wystarczyło poprosić...

Czytasz o kocich tragediach, czytasz jak tu dziewczyny walczą, bo kot coś zjadł bo nie jadł dzień, dwa... A sama zbagatelizowałaś groźne objawy u swojego kota!
najszczesliwsza
 

Post » Pt lis 26, 2010 9:25 Re: To nie tak...

ossett pisze:Oluszka, dyskutujesz akurat z tymi osobami, z którymi nie powinnaś. U nich na pewno zrozumienia nie znajdziesz.


Właśnie to samo powiedział mi ktoś, komu powiedziałam, o czym tu pisałam, i z jaką reakcją się to spotkało. Powiedział mi, że poszłam z moim problemem nie tam, gdzie trzeba, i że sama się tym bardzo krzywdzę.
I im więcej jadu się tu sączy, tym wyraźniej to do mnie dociera.


ossett pisze:A poza tym pisząc na forum można jednak pomóc nie tylko kotom i innym ludziom, którzy może mają podobne przeżycia...

Ano właśnie w ten sposób ośmieliłam się pomyśleć, gdy zakładałam ten temat. I tacy ludzie są, teraz to wiem. Tylko może wolą o tym nie pisać. A szkoda.

A do wszystkich, którzy by pierwsi przylecieli rzucić kamieniem w takich jak ja, taka mała refleksja.
Istnieje koci świat, który weterynarzy zna tylko w sytuacjach kryzysowych, a nawet taki, który o weterynarza się nigdy nawet nie otarł. I nie mówię tu o sytuacjach, gdy zgarniacie jakieś koty, postanawiając je ratować. Mówię o tych, których nigdy nie zgarniecie.

Tu na tym forum weterynarz to świętość i powinno się go nawiedzać jak najczęściej. Ale jak na ironię koty tutaj na tym forum, nawet te wychuchane i wypieszczone, trzymane w zamknięciu w domu, chorują i chorują, jeden ciąg chorób.

Żaden z moich kotów do 10 roku życia na nic poważnego nie chorował, a weterynarza widziały wówczas tylko przy szczepieniu. I ktoś taki jak Najszczęśliwsza pisze mi, że "zaniedbałam oba koty!"
Może w takim razie ja tu powinnam zapytać, co wy wyprawiacie z tymi kotami, że musicie z nimi tyle do weterynarzy chodzić. Bo przecież nie piszecie tu tylko o znalezionych kocich biedotach, ale także o swoich pupilach.

A jeśli tu ktoś za to na mnie naskoczy to powtórzę po raz nie wiem który: tak, wiem bardzo dobrze, jestem tego aż nadto świadoma, że miesiąc temu przeoczyłam coś decydującego, nie pojechałam do weta, gdy powinnam była. Strasznie się za to obwiniam.

***
Ci, którzy potrafią jeszcze jasno myśleć, widzą, co się na tym forum wyprawia. I ci dzielili się tym ze mną na PW, szkoda, że tylko na PW.
oluszka
 

Post » Pt lis 26, 2010 9:26 Re: To nie tak...

Oluszko - jeśli można proszę o odpowiedź na proste pytania:
1) jakie wyniki miał Buźka, gdy byłaś u weta (o ile je dostałaś)
2) czy robisz coś (karma, leki), żeby poprawić jego stan ( to nie atak, tylko prośba o informację)
3) jaka była diagnoza w sprawie oczu
4) pewnie najważniejsze - jaka pomoc jest potrzebna i czy jej sobie życzysz.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24277
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 141 gości