Beza niestety choruje

wszystko wskazuje na podtrucie robalami. Dziś rano wszystko było dobrze, poszłyśmy na Zylexis, małą wcześniej zjadła śniadanko, jak wychodziłyśmy z lecznicy, to troszke zwymiotowała, ale byłam pewna, ze to stres po prostu.
W ciągu dnia miałam parę spraw do załatwienia w Słupsku, więc postanowiłam zajrzeć do domu, na szczeście, bo wymiotów było więcej ( w jednym coś, co wyglądało mi na kwawałek robala). Znów poszłyśmy do weta, pojawiła się gorączka (ale to może też być od Zylexisu), mała p/zapalne (ale nie steryd), p/ gorączkowe i przeciwwymiotne zastrzyki.
Wróciłam do pracy, potem urwałam się wcześniej i znów byłyśmy u weta, bo co prawda gorączka zeszła, wymioty się zatrzymały, ale mała osowiała bez apetytu. Dostała kroplówę, ornipural, antybiotyk. Brzusio miękki, kupy piękne nie są, ale wyglądają raczej na "robalowe", nie na pp, tym bardziej, ze tu wyraźnie widać związek z robalami, bo one były/są na pewno. Wet obstawia ten scenariusz, ja też, ale dobrze, ze mała jest na Zylexisie w razie czego. Dziś nie chce jeść, ale mam jej do rana nie zmuszać, żeby nie wymiotowała. Rano pewnie pobierzemy krew.
Teraz śpi sobie spokojnie, reaguje, głowkę podnosi, łapki wyciaga, spojrzenie ma przytomne, jest wyraźnie osłabiona, ale leży rozluźniona, po kroplówce zdecydowanie lepiej się poczuła.
Potrzymajcie proszę kciuki za Bezie, martwie się o nią, tym bardziej, że to tylko "kilo kota", taka kruszynka.