Uratowane 3 piękne dwumiesięczne pingwinki. 2 już zagospodarowane, jeden ma DS


Została malutka pingwinka, z oczkiem zamglonym. Cudowna, puchata, doleczana z kk, który załapała w trudnych warunkach, na mrozie. Płacze za rodzeństwem, to nowa dla niej sytuacja. Jest przerazona. Takia kocia sierotka, która nie ma się do kogo przytulić

czas ma do jutra - piątek 17 grudnia


Potrzebna tez pomoc dla mamy dzieciaków, która wykarmienie ich w takich warunkach i o tej porze roku przypłaciła zdrowiem

OBYDWIE SPRAWY SĄ WYJĄTKOWO PILNE, BO CZAS W LECZNICY NIEUBŁAGALNIE SIĘ KOŃCZY....
..............................................................................
Na podwórku przed moją pracą (tam, gdzie znalazłam Dyźkę zresztą - pewnie to jej rodzina nawet) jest enklawa kotów. Generalnie osiedle przychylne kotom (pootwierane okienka piwniczne, żarcie, woda itd). Ale to bardziej w głąb osiedli. A tu nagle, dosłownie przed moja pracą, w takim niby schowku, coś jak garaż, gdzie trzymamy rzeczy niepotrzebne (biurka stare, krzesła itd) okociła się kotka dzika. Tam do tego schowka rzadko ktoś chodzi, raz na pół roku. A teraz zaobserwowałam, że przez dziure pod drzwiami włazi ta kicia. Po jakims czasie zaczęła wyłazić spod tych drzwi z trójką dzieciaków. ŚLicznych. Czarne trzy kotki z białymi skarpetkami. Na moje oko mają około 4 tygodni. Malutkie, ale wychodza z nią i sie bawią. Problem polega na tym, że to jest na środku takiego przejazdu, gdzie samochody wjeżdzają na parking i jest niebezpiecznie. Dokładnie taki dziedziniec przejezdny. Kotki nie odstępują matki na krok i jak wychodzą ze schowka pobawić się z nią to nie odchodza daleko, ale mi to nie wygląda bezpiecznie. Ponadto robi się zimno. Zaczełam przynosić im jedzenie, bo nie moge patrzec jak ona idzie na polowanie i zostawia małe same. Boję się wejśc do tego schowka, choć mam klucze, bo nawet gdy zbliżam się z jedzeniem to kotka na mnie strasznie fuka i groźnie to wygląda. Boję się dzikich kotów... Jednak, gdy dzis odważyłam się podejśc blisko to zobaczyłam, że kocia mama ma dośc zaawansowany koci katar... Nie wiem co robić. Ponadto dowiedziałam się, że to jej kolejne już dzieci. Trzeba by ją wysterylizowac. No i coś z tymi małymi zrobić... Jejku, nie mogę spokojnie pracowac, wciąż latam zobaczyć czy są i strasznie się denerwuję. Nie jestem jednak doświadczona na tyle, żeby coś z tym zrobic. Nie podejde blisko, bo sie boję. Jak dzis dałam jej puszke gourmeta duża to zjadła wszystko, ale patrzyła na mnie strasznie wrogo. Po niedzieli postaram się zrobić zdjęcie tej cudnej rodzince. Pani sprzataczka od nas powiedziała mi, że jeden z maluchów jest wyraźnie mniejszy i słabszy. Martwię się... A może ktos doświadczony z Warszawy chciałby zerknąć? To tuz obok ul. żelaznej. Mam klucze do tej ich siedziby...Nie chcę, żeby stało im sie cos złego, a sama nie potrafię ocenić stanu kotków i moja pomoc ogranicza się do donoszenia jedzenia i wody. Na odległość.
Aha..dziwne według mnie jest to, ze kotka nie rezyduje z innymi kotami na sąsiednich podwórkach, w ciepłych piwnicach, tylko taka sama w tym naszym schowku...no ale może ja się nie znam
I ten katar...Biduleczki. Sa tak piekne. A koteczka jest taką dzielną mamą, że aż mi sie serce ściska.
Jak myslicie, trzeba je zostawić w spokoju..?