Ja wiem, że kotu jest ciężko tabletkę podać, ale Borubarowi dało radę...
A tu i Pinki się stresuje, ja się stresuje, teraz aż się poryczałam, bo mała wystraszona a tabletka nie wiem czy połknięta
Teraz jak chcę do niej podejść to za szafę ucieka
I jeszcze przed chwilą kichnęła z dziesięć razy pod rząd.. Kurcze no.. Już nie kochała

I żeby tego mało było, koty się nie chcą dogadać. Jak mnie nie było w domu ze 3 godz. to chłopak mi mówił, że już poprawa była, nawet pod łóżkiem razem siedziały i nie było warczenia. Dopiero zaczęło się jak Borubar zaczął Pinki z miski wyjadać, to Pinki do jego miski poleciała i znowu zaczęli się kłócić, ale mniej niż wcześniej. Chłopak mi tu zadowolony opowiadał, że postępy są, a jak przyszłam to Borubar na małą zaczął z łapami latać, parskać i w ogóle atakować

Aż go w kuchni zamknęłam na jakiś czas, bo po raz pierwszy widziałam go tak agresywnego :/ Teraz znowu jeden drugiego gania warcząc na siebie... A ja się boję, że mała sobie może coś z łapką zrobić jak tak biega.. Chociaż nawet zamknięta sama w pokoju szaleje bardzo..
Nie myślałam, że to będzie mnie aż tyle nerwów kosztować
