Czekam z dużym utęsknieniem na kuriera...kociniec też, sądząc po ilości futer ,o które potykam się idąc do kuchni...
Julek przed chwilą opuścił moje kolana...był na nich tylko po to ,żeby mi kapustę kiszoną wyrywać...po czym z obrzydzeniem stwierdzał , że to nie to i nie ma na to ochoty...
Nie przypuszczałam , że zdobycie beta glukanu w kapsułkach może być takie trudne...
Owszem , jest go pełno i w każdej aptece, ale w tabletkach i z dodatkami witaminowymi...
O, Julek wrócił.
Rano było wesoło.
Kociska już od 5.00 szalały...
Nie wiem jak to jest , że jakoś ...to chyba dlatego , że im jeść daję, kuwety czyszczę... omijają mnie i nie tratują w ogólnym rozbieganiu.
Bracisek ma gorzej

10 kotów, wyłączając Minię, która jest na straży porządku i ewentualnie wkracza do akcji jako pacyfikator, uskuteczniało poranną gimnastykę...po ścianach... po kanapie-w pionie... i nie tylko...
Odi ...cóż kawał kota



Nie wiem czemu one upodobały sobie jego pokój w takim stopniu


One ogólnie czują się co raz lepiej

Kurier tacha...dwie paczki

Jedną z kocim żarciem, drugą ze żwirkiem (sponsoring mamy).
Jeszcze 3cia ma być...ale ta to chyba za dwa dni, bo jeszcze jej w systemie nie ma...
Ogólnie wczoraj byłam tak padnięta, że zapomniałam dać Nerusiowi antybiotyku...bo wydawało mi się , że już mu dałam...
Dałam Kali zastrzyk, nakarmiłam towarzystwo orungalem, zakropiłam czym miałam gały ... gdzieś powinnam mieć receptę na gentę, ale nie mogę jej znaleźć...
O i pisząc powyższe zdanie usłyszałam szuranie łapą po podłodze... Minia...w ogólnych odgłosach radości zalała metkę od ubrania...
Szczun jeden.
Moja mama by się rzuciła do mycia podłogi... ale na niej to robi większe wrażenie... dziś rano wlazłam do łazienki i w kabinie prysznicowej czekał na mnie cieplutki qupalek by Lea...to tak a propos wyjątkowości dnia dzisiejszego, bo normalnie czeka tam na mnie szczoch...
To idę po papier ...