ASK@ dziękuję za podpowiedź odnośnie wątku mojego zaginionego Pumy.
Luspa, rozumiem Twoje obawy co do Bolusiowego transportu w moje strony i tego, że boisz się nad nim stracić kontrolę. Sama myślałabym podobnie. Stąd między innymi u mnie tyle zwierzaczków, bo te które trafiały na "tymczas" zostawały na stałe, ze względu na to, że za bardzo się z nimi zżywałam i po drugie ze względu na to "jak im będzie u kogoś innego" (ostatecznie zawsze dochodziłam do wniosku, że gorzej niż u mnie

w tym miejscu przepraszam wszystkich niedoszłych - za moją przyczyną -opiekunów moich futrzastych stworów).
Może co do Bolusia - decydujmy z rozwagą i powolutku... Weterynarz w Jaworznie jest, nie ma natomiast kliniki. Sama bardzo szanuję i cenię dr Nieużyłę, do którego chodzę ze swoim zwierzyńcem. Czy podjąłby się operacji oczu - o to jutro zapytam. Wnioskuję jednak z powyższego wpisu, że operacja Bolkowa już zaklepana na miejscu. W tym wypadku, wg mnie, okres pooperacyjny powinien spędzić w odległości najbliżej weta, który ją będzie wykonywał (odpukać- w razie czego i chyba ogólnie dla kontroli jego powrotu do sprawności sprzed operacji) W tym wypadku (sytuacji pooperacyjnej) transport na tak dużą odległość to chyba zły pomysł. Sądzę, że po operacji kiciuś szybciej nabierze tez sił w otoczeniu osób do tej pory mu znanych. Zatem tymczas konieczny jest jednak w Białymstoku.
Co do miejsca stałego dla Bolka u mnie - bezapelacyjnie podtrzymuję. Jednak dostosuję się do tego, co zadecydujecie i co przede wszystkim dla Bolka będzie najlelpsze. Jak Boluś czułby się w moim stadku - nad tym też się zastanawiałam i nieco obawiałam, chociaż sądzę, że po prostu wiązałoby się to z większym wkładem pracy nad grupą z mojej strony, nieprzespanymi nocami i docieraniem po stronie czteronoznych (przechodziliśmy to już kilka razy, bo jak łatwo się domyśleć, nie wszystkie zwierzaki przyszły do mnie naraz i jednocześnie). Obecnie wszystkie ładnie się dogadują, do sprzeczek dochodzi jeszcze od czasu do czasu między małą Nelą - ostatnim moim krówkowym nabytkiem ze śmietnika, a Zosią - siosrą zaginionego Pumy. Mam pośród stada kociego rezydenta - Reksia (jak to wet. określa ok. 10-letniego kocura, przysposobionego z dzikości). Co do ewentualnych "zgrzytów", jeśli juz, przewidywałabym na tej linii. Reksio jest kastratem, jednak nie wyzbył się charakterku i na obce koty reaguje niezbyt przyjaźnie (tzn. jeśli ma okazję, goni na podwórku wszelkie obce, którym wystawiam karmidełka) chociaż ostatnio z Nelą nie było problemów. Jedno muszę podkreślić -
jeżeli już biorę do siebie jakiekolwiek zwietrzę, nigdy nie dopuszczę do sytuacji, aby któremukolwiek z moich podopiecznych stała się krzywda i robię wszystko co w mojej mocy, aby czuły się u mnie jak u Pana Boga za piecem . A już na pewno nie zdarzy się, że będę chciała się go pozbyć z jakichkolwiek powodów. Weterynarz mojej gromady ma wyrobione o mnie dwa zabawne i trochę gorzkie zdania: "Pani to zawsze zbiera najgorsze przypadki w mieście" i "Świata Pani nie zbawi. Już jeden to zrobił". Mąż już się pogodził, że "tego czy tamtego nie zrobimy... bo zwierzęta, tu nie pojedziemy, bo Groszek chory..." nawet remont domu, który miał być błyskawiczny, ciągnie się z powodu tego, że potrzeby stadka najważniejsze. Wielu moich znajomych nie do końca rozumie moje priorytety - ale ja po prostu taka się urodziłam, tak mam i tak już zostanie do mojej śmierci. Tyle i w skrócie o mnie.
Wracając do Bolka - otrzymałam pw od ellzy1 z nr kontaktowym na transport. Na wszelki wypadek zadzwonię tam i dowiem się, czy i w jakim zakresie trasy dowóz Bolka byłby możliwy. Jutro podjadę też do moich rodziców i zapytam, czy ewentualnie oni nie zechcieliby przyjąć Bolka do siebie (mają tylko dwie kotki i dwa podwórkowe psy - więc Bolek miałby mniej do oswajania), gdyby oczywiście zapadła forumowa decyzja, że Bolek jednak do mnie nie trafi. Póki co i wobec zaistniałej sytuacji, Luspa, proszę o nr konta na pw, podeślę jakiś grosik na leczenie mojego potencjalnego przyszłego domownika. Jeszcze raz przypominam, że moja decyzja nie ulega zmianie, ale rozumiem Twoje obawy i zgadzam się z Twoją argumentacją.