Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
jolabuk5 pisze:Jola powoli leczy się z zapalenia płuc, jest BARDZO słaba. Do kotów okolicznych chodzi wnuczka, ale dziecka Jola nie może wysłać na dworzec a koty dworcowe nie jadły od zeszłej niedzieli (wtedy jola była i właśnie wtedy przeziębiła poprzednie zapalenie płuc). Nasza Dorcia nie da rady - 3 razy dziennie wyprowadza psa, 2 razy dziennie wychodzi do kotki, której załatwiła lokal gdzieś na strychu - i raz dziennie do innych kotów, a przecież pracuje.
Może ktoś mógłby zostawić karmę kotom dworcowym? One nie jadły od 10 dni...
jolabuk5 pisze:jolabuk5 pisze:Jola powoli leczy się z zapalenia płuc, jest BARDZO słaba. Do kotów okolicznych chodzi wnuczka, ale dziecka Jola nie może wysłać na dworzec a koty dworcowe nie jadły od zeszłej niedzieli (wtedy jola była i właśnie wtedy przeziębiła poprzednie zapalenie płuc). Nasza Dorcia nie da rady - 3 razy dziennie wyprowadza psa, 2 razy dziennie wychodzi do kotki, której załatwiła lokal gdzieś na strychu - i raz dziennie do innych kotów, a przecież pracuje.
Może ktoś mógłby zostawić karmę kotom dworcowym? One nie jadły od 10 dni...
Podrzucę... Może ktoś...
jolabuk5 pisze:jolabuk5 pisze:jolabuk5 pisze:Jola powoli leczy się z zapalenia płuc, jest BARDZO słaba. Do kotów okolicznych chodzi wnuczka, ale dziecka Jola nie może wysłać na dworzec a koty dworcowe nie jadły od zeszłej niedzieli (wtedy jola była i właśnie wtedy przeziębiła poprzednie zapalenie płuc). Nasza Dorcia nie da rady - 3 razy dziennie wyprowadza psa, 2 razy dziennie wychodzi do kotki, której załatwiła lokal gdzieś na strychu - i raz dziennie do innych kotów, a przecież pracuje.
Może ktoś mógłby zostawić karmę kotom dworcowym? One nie jadły od 10 dni...
Podrzucę... Może ktoś...
A może chociaż ktoś by Jolę na ten dworzec podrzucił samochodem? Koty tam chyba umrą z głodu...
kinia098 pisze:chociaż podniosę![]()
![]()
rybcie pisze:Byłam dziś na poczcie głównej, to przy okazji zajrzałam do kotków. Kupiłam tanie chrupkii podeszłam. Wysypałam prawie kilogram (ile się zmieściło w miseczki), bo nie wiem kiedy ktoś tam zajrzy. I nalałam wrzątku. Byłam w tym jednym miejscu, bo tam jest tak nieprzyjemnie jak się chodzi samemu po tych chęchach. Szłam, szłam i końca nie było widać, więc zawróciłam
. Ale kiedy się odwróciłam - zobaczyłam buraska z ciemnym grzebietem, który wyszedł mi na powitanie. Miałknął do mnie kilka razy i otarł się tak jak kotka w rui o ziemię. Ale podejść nie chciał. To dobrze. Uszko ciachnięte, okolica lewego oka jakaś ciemna, ale nie widziałam dlaczego. Nie wyglądało z daleka na chore, nie wiem, może po jakimś wcześniejszym urazie??? Ale pocieszające jest to, że kocio puszysty a nie zziębnięty i zabidzony. Przyglądał mi się jak szłam, ale jak się zatrzymywałam to i on ostrożnie przystawał. Cudny.
Użytkownicy przeglądający ten dział: florka, Google [Bot], puszatek i 473 gości