Nie problem stanąć do walki jak się waży 8 kg, ma łeb jak sklep i absolutny brak szyi. Sztuką jest zwiedzenie przeciwnika, a w tym różowy nos czy drobna postura mogą pomóc, nie?
pamiętam, jak Klemcio zobaczył na podwórku na ranczu obcego kocura. Sądząc z zapachu rozsiewanego przez to urocze zwierzątko, kocur miał jaja jak orzechy włoskie. Klemens się nie nastroszył, nie majtał ogonem, tylko z gracją, przyglądając się uważnie, zaczął podchodzić do obcego. Obcy zgłupiał. A Klemcio podszedł spokojnie, powąchał kocura, po czym zdzielił go w pysk. A potem to już składał się tylko z wiatraka łap i zębów. Wrzask koszmarny. Georg dołączył, bo przecież "naszych biją". Nie mogliśmy ich rozdzielić. Ocipiały TŻ chciał łapać nasze koty w ręce, zdążyłam wrzasnąć, żeby trzymał łapy z daleka - jeszcze mi tylko wizyty na pogotowiu brakowało i szycia ran ciętych i drapanych. Dopiero garnek z wodą pomógł. Obcy zdołał się uwolnić i zaczął uciekać, nasze za nim... wrócili po 10 minutach, obaj zziajani i zakrwawieni. Ani jednej ranki

krew była obcego...
I o ile po Georgu można się spodziewać takiego występu, bo on samą swoją facjatą wyraża miłość do świata "inaczej", o tyle Klemens? nieduże toto, puchate, na krótkich łapkach, kompaktowe takie, do tego z minką "kocham cię" na stałe przyklejoną na twarzy...
Patmol, dokładnie tak, jak Twój Szapo - zachowywał się Klemcik na co dzień
