Niestety z racji tego, ze szpital w lecznicy ma zakaz trzymania zwierzat chorych zakaznie, musze jechac odebrac kociaka. krew zdrowego bedzie musiala wystarczyc...
edit: mam ja juz w domu. Krew dostala, pod kroplowka lezy... przelewa sie przez rece. Jakies tam resztki przytomnosci ma, bo potrafi jeszcze wstac, ale mowiac wprost - jest zle.
Opisze jak calosc wygladala.
1. Poniedzialek: okolo 23 - pojawila sie biegunka - kicia co 15 min. latala do kuwety i wydalala totalna wode - jakas godzine wczesniej dostala surowej wolowiny , ktora pozerala z takim apetytem ze az strach. samopoczucie swietne, wymiotow brak, tylko ta bieguna - dostala smecty, czestotliwosc latania do kuwety zmniejszyla sie, ale wciaz sama wode z siebie wydalala.
2. Wtorek: Okolo 2 w nocy do smecty dorzucilam jeszcze troche wegla - jakies pol godziny pozniej zwymiotowala dwukrotnie. W ciagu reszt nocy odwiedziny w kuwecie 2 - 3 razy. Temperatura obnizona, wiec podgrzewala sie na materacu i pod koldra. W okolicach godziny 6 rano kolejna wizyta w kuwecie - ale tym razem bylo juz widac ze jest tu kupa a nie woda. Okolo 14 kolejny raz kupa - znow lepsza od poprzedniej. Mialam nocke w pracy - w zwiazku z tym zabralam kicie do pracy, zeby miec ja na oku. W ciagu nocy bez sensacji, jedynie co to lekkie odwodnienie - wiec dostala pare razy kroplowke pod skore. Apetyt i humorek dopisuja.
3. Środa: okolo 10 rano kupsko (pierwsze od godziny 14 dnia poprzedniego) - wyrazny rzadki placek z.. wlosami i czlonami tasiemca. Odrobaczenie anipracitem + kroploweczka pod skore. Reszta bez zmian. Z racji odrobaczenia i ryzyka sensacji po nim zostala w lecznicy - okolo 21 telefoniczna informacja "czuje sie swietnie".
4. czwartek: rano jadla, w ciagu dnia kilkakrotnie biegunka, okolo 16 zalamanie - kicia leje sie przez rece. Zmiana kroplowek na dozylne,wprowadzenie lekow (catosal, solvertyl <ranitydyna> alugastrin, synulox, duphalyte ) badanie krwi ... dopiero okolo 19 udalo mi sie dodzwonic (jestem w tej lecznicy technikiem wiec sposob udzielania informacji jest hmmm "nieformalny") i slysze "jest zle, masz jedna szanse zgadnac co" ... owo "co" bylo dla mnie jasne... nie bede cytowac jak to skomentowalam bo bana dostane...
okolo 20 miala mierzony poziom glukozy - niemierzealny, temperatura obnizona. Nasmarowalam posta na forum, zadzwonilam do lecznicy, zeby pomeczyli lecznicowego kota z odciaganiem krwi i pojechalam po nia.
Na miejscu zmagazynowalam leki (pluje sobie wlasnie w brode ze nie spytalam czy caninserin dostala) lecznicowy kot zostal wymeczony. W wynikach krwi - leukocyty 1,6. Kiedy wzielam mala by wsadzic ja do transporterka i przelala mi sie przez rece powiem szczerze, ze moja pierwsza mysla bylo by ja uspic. Podniesienie jej, jednak troche ja rozbudzilo, odrobinka wiercenia sie, cichutkie protesty przy wsadzaniu d transporterka... cien nadziei...
Przede wszystkim - jest BARDZO slaba, czasem zdarzy jej sie przejsc pare kroczzkow - chwiejnie, zataczajac sie, chwilami patrze czy zyje wogole....
Mam watpliwosci co do slusznosci podjecia walki...
ale mimo wszystko ja podjelam...
trzymajcie kciuki, chociaz to pewnie nic nie da...
jedyne zdjecie... sprzed pojawienia sie objawow...

edit: umarla nad ranem