Dziękuję Wam wszystkim serdecznie...
Nie wiem, może za jakiś czas będzie łatwiej...
Chyba nie jestem w stanie dziś pisać.
Trzymałam się jeszcze w miarę w drodze do Doroty i u Niej... Dorciowy Tytek

leżał mi na kolanach i patrzył na mnie tym swoim jedynym
działającym ślepkiem z taką miłością... A ja go na zmianę miętosiłam po całym jego aksamitnym futrzaku i całowałam prosto w pyszczek, w nosek, w puszki, w czółko... Jest przecudownym czarnym
koczurkiem,
tyle uroku osobistego nie ma nawet żaden z moich
Potem, kiedy Tytosław miał już dosyć
(cóż, nawet on, miziak-nachalniak nie gorszy od mojego Maćka... ale wcale mu się nie dziwię
), jego miejsce zajęła bielutka mięciutka Pyza. Obie panienki yorczki też chyba miały ochotę (opierały mi łapki na kolanach i patrzyły z ciekawością

), ale już nie zdążyły. Innym razem
Same nie dałybyśmy rady wykopać dla Bidziusi grobu, a Bartka akurat nie było - Dorotka obiecała mi, że Gad zrobi to po powrocie. I że Ona przy najbliższej okazji kupi dla Bidzi do posadzenia krzaczek wrzosu...
Na wiosnę posadzimy jakieś stokrotki. Bo jednym z imion Nędzusi było też Stokroteczka, ponieważ kolor Jej oczu od pierwszego wejrzenia przypominał mi te żółciutkie środki stokrotek...
Po drodze do domu nie umiałam już nad sobą zapanować, łzy same płynęły i płyną nadal. Obawiam się, że jutro w pracy będzie tak samo,
co da świetny ubaw moim koleżankom-kretynkom
Przed włożeniem do budki i zapakowaniem do torby odkryłam jeszcze na chwilę samo Jej malutkie czółko i uszka. Wycałowałam. Otuliłam Ją jeszcze szczelniej...
Wrzuciłam sobie na pulpit jedno z Jej najładniejszych zdjęć, z lipca/sierpnia tego roku. Jest na nim jeszcze taka okrąglutka, nie ma na skórze tych krwawych ranek, w ogóle wygląda tak 'na oko' na całkiem zdrowego kota...

Taką Ją chcę pamiętać.
Ten syf zniszczył Ją dosłownie w kilka tygodni. Z ponadczterokilogramowego, nie najgorzej wyglądającego i poruszającego się o własnych siłach kota - zmieniała się z każdym dniem coraz bardziej w kociego szkieleta z krwawymi rankami na skórze, świszczącym katarem i bez władzy w kończynach

Moja maleńka dobra kocina

...
Od dwóch czy trzech tygodni zawsze, kiedy Ją głaskałam, moje dłonie
nadziewały się na odstające kości, drobniutkie kręgi kręgosłupa... Kiedy próbowała chodzić, zapadały Jej się boki i od góry wyglądała dosłownie jak przecinek
Moje Maleństwo.
W Domu jest znowu śliczna i zdrowa... I znowu ma zdrowe tylne łapki, jak kiedyś kiedyś kiedyś przed pogryzieniem przez tego psa...Tak bardzo, przeraźliwie boję się o Buszitę

Mieszkały przecież w jednym pokoju, piły wodę z jednej miseczki - a Busiek sam ma taki słabiutki, delikatny organizm

... Nie będę robić jej żadnych testów. Boję się i zresztą po co, skoro i tak nie można byłoby już nic zrobić, nijak niczego odwrócić

Będę jej za to codziennie podawała beta-glukan i ten Calo-pet po Bidzi; porozmawiam jutro z Małgosią, co można zrobić jeszcze... No i nowe badania krwi (ostatnie mamy z czerwca), żeby przekonać się, czy odporność nie spadła... Gdyby tak - Zylexis...
Reszta stada też mogła to złapać. Powinnam wszystkie zacząć faszerować uodparniaczami na zapas,
chociaż na razie wszystkie sprawiają wizualnie wrażenie zdrowych i dorodnych. Burasy - OK, jakoś się może uda... Ale jak ja mam k**wa faszerować czymkolwiek (żywą, nie martwą!) Duńkę

???
Boję się.
O Księżniczkę boję się panicznie, ale nie tylko o nią
Zastanawiałam się nad przemeldowaniem Żaby na stałe do małego pokoju
(on codziennie nachalnie tam się wpycha i przykro mi, kiedy przed wyjściem do pracy muszę go wyganiać... Ropulek jest bardzo spokojnym, pierdołowatym i leniwym kotem, myślę, że zwyczajnie w świecie ma dosyć awantur i bitek wszczynanych przez Licha czy Krowę, podobnie jak głupkowatych, mających na celu zachętę do wspólnej zabawy
, zaczepek imbecyla Plusia... Poza tym, gdyby mieszkał gdzie indziej niż cała reszta stada, mogłabym karmić tę dwójkę karmą dla alergików - Buziakowi by nie zaszkodziła, a dla Żaba została zalecona - i być może udałoby się u Ropuszystego zlikwidować problemy ze skórą... Żabuś często wprasza się na noc i robi to na tyle przekonywająco, że zostaje
, także Królewna jest do niego względnie przyzwyczajona i nie boi się go aż tak jak reszty kotów...), ale teraz sama już nie wiem, czy jest to dobry pomysł.
Boję się
EDIT: bo przez łzy pisze się z błędami