Witajcie,
Niedawno wróciłam ze schroniska i donoszę o najnowszych wieściach.
A więc tak jak pisała miki - dobrze, ze nam sie nie udało wczoraj zabrać kici, bo zrobiłaby sie z tego niezła chryja, gdyż koło niej zrobiło się sporo szumu.
Ale od początku: wchodzę dzisiaj do gabinetu lekarza (całe szczęście zajął się nia lekarz naprawdę fantastyczny), a kicia siedzi sobie w kontenerku i czeka na swoją kroplówkę.
Okazało się, że ta krew o której pisała miki - to była krew w moczu - ale od wczoraj się to nie powtórzyło.
Jej stan wet ocenił na stabilny - co ocenił jako duży sukces - a co więcej, zauważył u niej jakby lekkie ożywienie.
Wyjęliśmy ją z kontenerka, a ona zaczęła się nieśmialo rozglądac dookoła
(Zrobiłam jej zdjęcia - to zaraz gdzie je wrzucę do obejrzenia).
I popatrzyła mi tak głęboko w oczy, ze aż ją chciałam ucałować w ten cudny pyszczek.
Kicie przeniesiono z izolatki do jakby bardziej "komfortowego" pomieszczenia - co tez może być dowodem na to, że zależy im, żeby z tego wyszła. W sumie o tych kotach w GW napisano i b. wiele osób się tą sprawą interesuje. (a tak notabene: przy okazji tej historii, we wrocławskim wydaniu GW zrobiono wywiad z doktorem na temat ciąży, kotów i toksoplazmozy
Można sobie przeczytac np. tu:
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751 ... xx=1077917
&nltdt=2004-07-10-02-04).
Także moi kochani

Trzymajmy mocno kciuki, zeby się udało, żeby ten wet dalej się nią zajmował, żeby szybko doszła do takiego stanu, w którym kicie bedą mogli wydać.
Marwti mnie tylko jedna sprawa: nie mogę się dowiedzieć, czy Ci ludzie, którzy na nią czekają, przychodzą do schroniska i się dowiadują o jej stan. Mam nadzieję, że tak i że nie zmienili zdania. I że jak najszybciej bidula dołączy do siostry
