Kotki są u mnie, dla wyjaśnienia, jestem Pipi, ale nie wiem dlaczego rejestrację odrzucało, więc udało sie na pinokio_
Kotki trafiły do mnie od kobiety znajomej, której kotka karmiła własnie te dzieciaczki. Wypożyczyłam kotkę, aby wykarmiła jeszcze jedno kociątko, które znalazłam w Białymstoku na ulicy. Kiciulka nie chciała ciągnąć nawet z maleńkiego smoczka. Nie dałam rady sama, więc chciałam kocinkę "podrzucić" do tej kotki, ale kobieta nie zgodziła się. Takim sposobem mama i jej dzieci trafiły do mnie. Nie mam sumienia teraz oddać ich do kobiety, bo u niej koty nie mieszkają w domu, tylko w klatce po królikach. Drzwiczki sa zrobione z siatki i tylko trochę siana w środku. Kotki urodziły się w czerwcu w dniu dziecka. Do mnie trafiły w sierpniu/ chyba, ale muszę poszukać i sprawdzić/. Miały straszny koci katar, załzawione oczki i co jakiś czas biegunkę. Po leczeniu antybiotykiem unidox i gentamycynie do oczek, udało się i na razie z tym jest dobrze. Jest tylko kłopot w tym, że własnie one są takie maleńkie. W tej chwili złapały jeszcze świerzbowca, bo w uszkach kopalnia, ale walczymy crotamitonem i widze poprawę. Podaję im jeszcze skanomune w dawce po jednej tabletce na dobę. Jednak z czwórki, dwa trochę jakby podrosły, a dwa nic a nic.
Włascicielka tych kotków powiedziała mi, że u jej kotek już były takie mioty i żyły do pół roku. To jest kobieta, która trzyma koty, żeby myszy likwidowały. Gdyby nie jej wnuki i synowa, koty byłyby dzikusami. To dzieci je przytulają, jak babcia nie widzi daja jeść. Krmę trzymają w stodole w sianie, żeby uniknąć awantur. Babcia i tak narzeka, że trzeba zlikwidowac tych leni, bo myszy jak były, tak są.
Proszę o radę, co jeszcze mogę zrobić, dlaczego one nie rosną?
Kobieta mówiła mi, że jak kotka miała ruję, to krył ją jej syn.
Ina11, jesteś kochana, jak zawsze kiedy potrzebuję pomocy, [color=#FF0000]dziękuję
[/color]