A wczoraj nie zjadl obiadu! (czy tez drugiego sniadania- mam dwa koty i karmie je nieregularnie - ot jak wchodze do pomieszczenia z miseczkami i sa np puste a koty miaucza ;] )
duzo pil, a wieczorem jak przyszedl na jedzenie stwierdzilam ze ma ewidentnie wzdety twardy brzuszek. zrobilo mi sie niedobrze - dwa lata temu pozegnalam sie w ten sposob z jego bratem, Pączkiem. Galopujący FIP który rozłożył go w 2 tyg. Wówczas przeżyłam to ciężko, choć kota znałam ok 2 miesięcy.
Nie wyobrażam sobie żebym mogła stracić tego malucha, już raz odratowanego, z koszmarnego zapalenia płuc jakie miał po złapaniu go na cmentarzu. Potem obserwowałam cały proces "oswajania" jak zbliżał się do mnie, etc. Nadal pozostał b. dziki ale jak starczy mu odwagi i ma chęć to potrafi wskoczyć mi do łóżka albo na biurko i barankować o moje czoło i brodę głośno mrucząc.
Wczoraj pani dr na nocnym dyzurze w przydomowej lecznicy próbowała mnie pocieszać że to może być coś innego - ale jednak po minie widziałam, że sama w to nie bardzo wierzy. Skierowała mnie na usg, jednak dziś postanowiłam pojechać jeszcze do jego "pierwszej" lekarki - dr. Czubek na białobrzeską, gdzie można od ręki rentgen a dziś też jest dzień usg, a tymczasem modle sie o inna diagnozę.
wiem, że wszystko zależy od weterynarza i wieczorem sie dowiem, ale jest mi niedobrze ze strachu i bólu i dlatego piszę tu, błagając o podsunięcie innych, możliwych diagnoz chorób (nie śmiertelnych!) które mogą tak się objawiać.....
dodatkowo obwiniam się że to moja wina bo od czerwca jest drugi kot, znaleziony który się "ostał", a który niczego się nie boi, jest wszędobylski, władczy i dominuje Ryśka. Aczkolwiek też razem śpią i się czasem bawią etc.. No i pies zawsze rysia broni.
ale..
fuuuuuuuuuuuuck
