» Pt lip 09, 2004 17:42
Dałam mu lek w łyżeczce podduszonej wątróbki (surowej nie chciał) - tzn. "dałam" to za dużo powiedziane, postawilam najpierw przy nim, żeby powąchał, a potem obok - ale na razie żadnego zainteresowania...
Blue, wczoraj był tu specjalista od kotów, wet polecany przez wszystkich forumowiczów z Poznania - dziś byłam jeszcze raz sama w gabinecie i pytałam go o ewentualne inne choroby - twierdzi, że obraz jest tak wyraźny, że nie ma mowy o innej chorobie. Trudno mi podważać jego zdanie. Na dobrą sprawę problemem przy badaniu krwi nie jest SPOSÓB - bo wczoraj wet dał mu zastrzyk przytrzymując go (miał b. grube rękawice), więc ew. zastrzyk "ogłupiający" też by mu dał, ale chodzi o to, że w jego obecnym stanie takie uspokojenie - ogłupienie jest po prostu b. niewskazane - bo z jednej strony choroba, a z drugiej - wycieńczenie. Zwróć też uwagę na to, że byłaby to kolejna narkoza w ciągu paru dni. Mówiąc szczerze to, że udał się zabieg kastracji - wykonywany w znieczuleniu, u tak chorego (i nieleczonego) kota, to chyba cud, bo równie dobrze mógł go nie przeżyć.
Nie zrozumcie mnie źle, proszę. Dajecie przykłady Waszych kotów chorych, a mimo to żyjących, ozdrowiałych itd. Gdyby teraz zachorował Groszek (kot, którego mam od roku), wiedziałabym, jak z nim postąpić, żeby podać mu lek, wiedziałabym, co lubi, on miałby do mnie zaufanie. Gacek jest kotem, którego mam od wtorku wieczora - jego przeszłość jest nieznana, nie mam pojęcia, kto jak się nim obchodził, a więc i ja nie wiem, jak z nim postępować. On jest nie tylko chorym kotem, który przez swoją chorobę jest zmieniony - fizycznie i psychicznie. Nawet jako kot zdrowy (zakładając, że jego słabe zmysły to był wynik wypadku, co okazuje się jednak nieprawdą) byłby wielkim, olbrzymim wyzwaniem - bo to, co przeżył w schronisku (a i pewnie przed trafieniem do niego) wystarczy, żeby "zrobić" z niego zwierzę trudne, wymagające "terapii" z mojej strony. Wyobraźcie sobie dziecko z domu dziecka, które adoptujecie, o którym wiecie, że będzie sprawiać problemy, choćby z powodu swojej choroby sierocej, a które po przyjściu do Waszego domu okazuje się mieć padaczkę - bez wcześniejszego rozpoznania, czyli nie leczoną. Nie łudźmy się, przecież to jest choroba, która niszczy mózg, niszczy układ nerwowy - a tkanka nerwowa się nie regeneruje. Jeśli nie jest leczona zaraz po rozpoznaniu objawów, wyniszcza, doprowadza do degeneracji.
Nie myślcie, że spisuję Gacka na straty. W tej chwili po prostu nie wiem, jak przełamać to błędne koło.
Wiem, jak postępować z chorymi na nieuleczalne choroby, a więc nie sądźcie, że wchodzę do pokoju i patrzę na niego smętnym wzrokiem wzdychając raz po raz. Blue, mój synek, który tak brykał kiedy przyjechaliście, jest nieuleczalnie chory mimo, że tego po nim nie widać. Przeżyłam w związku z tym już różne sytuacje i to sprawiło, że chcę wiedzieć, po jakim gruncie stąpam i stąd moje analizowanie sytuacji. Będę wspierała Gacka tak, jak potrafię, ale muszę myśleć trzeźwo.