Dorota, nie wiem jak to zrobiłaś, ale (chyba zmieniony potem?) wpis o Babuni pojawił się u Stefana właśnie gdy czytałam pamiętnik
Stefan znów od popołudnia jakiś niemrawy, ale może jest po prostu zmęczony i wkurzony, maltretowaliśmy go dziś co chwilę a to wycieranie pysia, a to próby karmienia, a to zakrapianie oczu, ciągle coś. Jak pomasowałam mu trochę tyłokocie od strony brzucha to poszło nieco kropelek. Jutro rano do weta na antybiotyk to też obmaca pęcherz.
Coraz lepiej nam idzie karmienie, na które niestety Stefan coraz mniej jest cierpliwy

W każdym razie dziś dostał dużą strzykawę mleka zmieszanego z mięsnym convem i trochę hillsa (naprawdę TROCHĘ). Jutro trenujemy dalej, mam nadzieję że ropa w nosku i buzi odpuści w końcu i Stefan zechce sam jeść. Dziś już wyciągał pyszczek do żarcia chwilami.
Mówiąc szczerze- nie wiem. Zaczynam się godzić z faktem że wszystko się może zdarzyć, co oczywiście nie znaczy że się poddaję; ale jeśli Stef nie zacznie sam jeść to "dalej" będzie męczeniem go na siłę... dożywianie zastrzykami to znowu stres, a efekty takie sobie. Od wysikania go dziś rano u weta znów nie był w kuwecie, trochę tylko popuszcza pod siebie; być może to cały czas efekt cewnika...
Jest mnóstwo oznak że jest coraz lepiej, ale też ciągle nie jest to Stefan ze środy który zrobił kupę, sam sikał, chciał wychodzić, kręcił ósemki i próbował jeść. Jakbyśmy się cofnęli o kilka dni, kluczowych dni. Najgorsze jest to że on strasznie chudnie
