W moim przypadku było tak, że w autobusie jeden lump (a było ich dwóch) najpierw mnie zaczepiał, a potem uwalił się na mnie - czego nie trafię równie mocno, jak łapania za biust. W jednej sekundzie zrobiło mi się bordowo przed oczami, jak bykowi na corridzie, w drugiej - zrobiłam wymach zaciśniętej pięści o 180 stopni i trzasnęłam buca w tył łepetyny tak, że aż mnie kłykcie zabolały
Całe jego szczęście, że zrobił to idąc do wyjścia i w momencie, kiedy brałam zamach odwrócił się do mnie tyłem. Inaczej albo rozwaliłabym mu nos, albo też zbieraliby go z podłogi.
Gościu zarwał w łeb, odwrócił się, spojrzał na mnie z dzikim przerażeniem w oczach i tak spier...ał, że teraz kwiczę ze śmiechu, jak o tym myślę
