Mam, a jakże ... długą przebyłam drogę

... zwłaszcza na rocznicę mnie wzięło ... zrobiłam bilans i sama się zdziwiłam.
Największa zmiana dokonała się pomiędzy moimi uszami - sporo rzeczy wypadło z kategorii
niemożliwe/nie umiem: więcej niż 2 koty, podanie pigułki, leczenie świerzbu, kotka po sterylce, zorganizowanie łapanki w pracy ... pewnie jeszcze by się znalazło. Trochę zostało albo się pojawiło: już wiem, ze granica moich możliwości ogarnięcia jest tak naprawdę pomiędzy 4 a 5 kotów w domu

, boję się grzybicy, pcheł, pp

... no i pewnie jeszcze paru rzeczy. Nauczyłam się rozmawiać o adopcjach i oddawać koty

.
Mam też wątpliwości: czy to co robię nie jest ze szkoda dla moich kotów? Na pewno byłoby im lepiej bez tych wiecznych gości

. Ale ich komfort kontra "szansa na życie" ... co ważniejsze?
Ale odnajduję się jako DT. Uwielbiam info z DS, jak się urządza kot w nowym otoczeniu .A po ostatnich 2 miesiącach młynu znów przypomniałam sobie, jakie to kojące trzymać kota w objęciach i jak wszelkie troski wtedy ulatują
A z rzeczy przyziemnych: Trawis kiepsko się czuł, kiedy przyszłam. Dostał kroplówkę, Cerennię (żyję

) i odżył. Pojadł trochę, umył łapki i teraz śpi. Oby poszło zgodnie z planem - po 3 dniach poprawa ... Mój vet też tak ocenia
