Napiszę trochę, co tam u nas. Bo tak mnie wzięło
Krzywuś to kot uniwersalny. Do wszystkiego. Pomoże chętnie przy remontach - nie bacząc na stan swojego futerka , maluje, gipsuje razem z człowiekiem. Przeganiany z miejsca pracy, uparcie wraca z powrotem, żywo zainteresowany tym, co się dzieje. Chyba w poprzednim wcieleniu Krzywuś był jakimś budowlańcem. Całe szczęście, że
minęły mu abnegackie zapędy. Kiedyś skarżyliśmy się, że Krzywuś jest brudasem, nie lubi się za bardzo myć. Otóż to już przeszłość. Od jakiegoś czasu bowiem pucuje się non-stop, jak na eleganta przystało.
Nie stroni też od typowo „babskich” prac domowych: bierze czynny udział przy np. myciu podłogi, odkurzaniu, nie gardzi tez gotowaniem. Wieczorem chętnie wykona peeling bądź demakijaż . Bezpłatnie.
Jest nie zastąpiony w zabawach z dzieckiem. I z psem. Miłość kocio-psia kwitnie. Nie wiem, czy Kora miała kiedykolwiek tak wypolerowane uszy. Kora po prostu kocha Krzywusia. Kiedyś podejrzewaliśmy, że może to wina psa, że się z kotami nie może dogadać, że ich nie lubi – chyba nic bardziej mylnego.
Krzywuś już nie przybiega rozhisteryzowany w nocy, ale śpi sobie spokojnie na fotelu lub kanapie. Bardzo mnie kiedyś wystraszył. Ale to bardzo. Przygotowywałam akurat mięso wołowe z zupy dla Niani i Krzywusia. Nałożyłam do miseczek. Wołam: Krzywuś, Krzywuś. Cisza. Idę go poszukać. Śpi. W sypialni. Rozciągnięty w całej swej okazałości. Podstawiam mu miseczkę pod nos: ciepła wołowinka paruje. A tu nic. Zero reakcji. Macham mu tą miską przed nosem. Nic. Podnoszę Krzywusiowi jedną łapę – bezwładnie opada. Drugą – to samo. Nadal zero reakcji. Nogi robią mi się jak z waty: Krzywuś nie żyje! Wołam w histerii dziewczyny: „dziewczyny, coś się stało Krzywusiowi. Chyba nie żyje” Przylatują przerażone do pokoju. A tymczasem Krzywuś, ocknąwszy się, przeciąga się leniwie i patrzy zdziwiony: „ale o co chodzi?” .
Tak. Krzywuś ma mocny sen.
Przypomina mi się jeszcze jedna historia, która przyprawiał nas wszystkich o palpitacje serca. Bo Krzywuś jak coś robi, to całym sobą. I kiedyś tak się bawili z córką paskiem od szlafroka. Na końcu był zawiązany węzełek. I Krzywy tak się zapalił w zabawie, że chwycił łapczywie koniec z węzełkiem i dostał… ściskoszczęku. A kiedyś miałam taki przypadek, dawno temu, z ratlerkiem. Dziadek drażnił się z psem (no, może to i głupie było) rzucając kłębek włóczki. Może i dziadek miał fajną zabawę, ale Kropcia dostawała szału. I tak w pewnym momencie złapała ten kłębek, całą paszczą, że o mało się nie udusiła. Całe szczęście wszystko się dobrze skończyło, a dziadek dostał nauczkę. No i cała ta historia z przeszłości stanęła mi przed oczami. I Krzywy też stał mi przed oczami. Z tym paskiem szlafroka w zębach. I z tym ściskoszcżekiem. Nijak nie szło wyjąć. Tżet już ubierał spodnie, żeby na syrenach jechać do weta. Ale szczęściem, w międzyczasie, gdy Tżet przygotowywał się już do wyjścia, zadzwoniłam do Małej1. Dostałam instrukcje, żeby chwilę poczekać i spróbować Krzywusia wyluzować. No i udało się.
Krzywuś wyluzował.
Na widok miski z jedzeniem.
Po prostu nagle otworzył paszczę, a fragment szlafroka wypadł.
Krzywuś niewzruszony oddał się konsumpcji.
W przeciwieństwie do nas, którzy byliśmy bardzo zdenerwowani.
I w ogóle odwołuję, że Krzywuś jest trochę… głupawy. No, może ma trochę spóźniony zapłon (nie wiem, czy to nie skutki KK, że czasem, jakby nie dosłyszy). Jest mądry, kochany i w ogóle bardzo fajny. Jedynie wciąż gnębi go ten koszmarny KK – powraca, jak to powiedziała wetka – sinusoidalnie.
A Niania celuje w minach seryjnego mordercy. Jak spojrzy czasem na człowieka, to człowiek robi się malutki i ma ochotę powiedzieć: „przepraszam. Ja tu tylko sprzątam”. Ale tak ogólnie to Nianioch wcale nie taki groźny. Wystarczy na chwilę przy niej przysiąść, a zaczyna się ocierać i mruczeć. Wygląda na to, że może nie tylko choinkę, ale i pisanki wielkanocne zobaczy.
Pozdrawiamy wszystkich mikołajkowo razem z Nianią i Krzywusiem

